Takich pisarzy dziś już nie ma. W czasach bazgranych na kolanie książek autorstwa celebrytów, próba stworzenia dzieła takiego jak „Bolesław Chrobry” jawi się jako szaleństwo. W tym roku minęło 35 lat od śmierci Antoniego Gołubiewa.
Zaczął tuż przed wojną, a ostatni, niewielki rozmiarami tom „Wnuk” dołączył do cyklu w 1974 r. – pięć lat przed swoją śmiercią. W międzyczasie wielokrotnie zmieniał i poprawiał gotowe już tomy, dopisując do nich nowe fragmenty. Skarżył się, że nie może zapanować nad materiałem, który nadmiernie mu się rozrasta. Ostatecznie powieści nigdy nie ukończył. I właściwie – trudno się temu dziwić. Antoni Gołubiew postawił przed sobą zadanie niezwykle ambitne: stworzenie nie tylko sagi o dziejach narodu i początkach chrześcijaństwa na ziemiach polskich, ale także historiozofilozoficznej opowieści o naturze człowieka i mechanizmach sprawowania władzy. Można w niej dostrzec aluzje do odzyskania przez Polskę niepodległości, a także do współczesnej autorowi PRL-owskiej rzeczywistości.
Mistrz rekonstrukcji
Przede wszystkim jednak „Bolesław Chrobry” imponuje rozmachem, z jakim autor stara się zrekonstruować świat, od którego dzieli go prawie tysiąclecie. Pod tym względem da się to dzieło porównać chyba tylko z pisarstwem Tolkiena, tyle że wyobraźnia nie służy tu kreowaniu alternatywnej rzeczywistości, lecz maksymalnemu uprawdopodobnieniu opisywanego świata. W tym celu Gołubiew stworzył nie tylko szeroką panoramę, portretując wszystkie warstwy społeczne – od niewolnika po księcia, ale wielką wagę przywiązywał również do języka. Właśnie ten język, pełen dziwacznych archaizmów, zarówno w dialogach, jak i w narracji, sprawia, że „Bolesław Chrobry” staje się dla wielu współczesnych czytelników dziełem nie do przebrnięcia. Sam pisarz zaś – nieco zapomnianym. A szkoda, bo to jedna z największych postaci polskiej powieści historycznej.
Jakie były losy tego niezwykłego człowieka, który pisanie jednej książki uczynił – jak sam mówił – przygodą swego życia? Antoni Gołubiew urodził się w 1907 r. w Wilnie, tam też ukończył studia historyczne na Uniwersytecie Stefana Batorego. Związany był z awangardową grupą literacką Żagary, do której należeli m.in. Czesław Miłosz, Jerzy Zagórski i Teodor Bujnicki. Wraz z przyjacielem Stanisławem Stommą wydawał miesięcznik, a następnie dwutygodnik młodej inteligencji katolickiej „Pax”.
W czasie wojny imał się różnych zajęć, m.in. był woźnicą i pracował w składzie drewna. Równocześnie pisał pierwsze tomy „Bolesława Chrobrego”. Jak twierdzi Aleksandra Chomiuk, badaczka twórczości Gołubiewa, przeżycia związane z wojną miały wpływ na literacką wizję świata przedstawionego w powieści. Widać to chociażby w opisach wojennych szlaków i w powieściowym obrazie Złotej Góry – miejsca niewolniczej pracy „rabów”, przypominającego współczesne obozy koncentracyjne.
Blisko natury
Przede wszystkim jednak gruntownej zmianie uległa koncepcja powieści. Przedwojenne fragmenty były jeszcze pisane współczesną polszczyzną, ale jesienią 1940 r. Antoni Gołubiew rozpoczął pracę od nowa. Chomiuk zwraca uwagę, że „załamanie dawnego świata złączyło się dla pisarza z rozpadem dotąd obowiązujących schematów i stereotypów literackich. Osobiste zaś doświadczenie nowego sposobu życia w warunkach gospodarki niejako naturalnej, gdzie sprawą nadrzędną było zdobycie pożywienia i przezwyciężenie fizycznego wyczerpania, pogłębiło zrozumienie sposobu życia przed tysiącem lat”.
Józefa Hennelowa, koleżanka Gołubiewa z „Tygodnika Powszechnego”, pamięta, że w redakcyjnych rozmowach, prowadzonych tuż po wojnie, poruszał ze znawstwem temat koni i obróbki drewna. „Tak mogli rozmawiać tylko ludzie, którzy te niełatwe realia poznali na własnej skórze. Uderzyło mnie wówczas, że Tolo zna światy, o których nie mam najmniejszego pojęcia” – opowiadała po latach na łamach krakowskiego pisma.
Pracę w „Tygodniku” rozpoczął jesienią 1945 r. i stał się jedną z ważniejszych postaci tego małego wówczas pisma, tworzonego przez grupę przyjaciół. Hennelowa wspomina, że w domu Gołubiewów na Jaskółczej odbywało się sporo „Tygodnikowych” narad na temat „ważnych spraw”. W 1953 r. pisarz stał się głównym negocjatorem gazety podczas pertraktacji z władzami. Władze, chcąc rozbić redakcję, odmówiły wówczas rozmów z Jerzym Turowiczem i Stanisławem Stommą. Gołubiewowi zaś zaproponowały stanowisko naczelnego – pod warunkiem wyrzucenia z redakcji wspomnianych postaci. Autor „Bolesława Chrobrego” odmówił.
Po wąskiej grani
Oprócz powieści pisał też wiersze i dramaty, których jednak Jerzy Turowicz nie chciał mu publikować. Gołubiew, przywiązany zwłaszcza do swoich utworów poetyckich, bolał nad tym, ale miał dystans do własnego pisania. „Wcale nie jestem pewien, czy ranga »Bolesława Chrobrego« jest tak bardzo wysoka, jaką w pewnych kołach się jej nadaje – przyznawał się do swoich wątpliwości na łamach »Tygodnika«. – Być może jestem pisarzem o trzy klasy niższym, niż niektórzy to uważają, być może owe wiersze i dramaty demaskują istotny poziom mego pisarstwa. Niech i tak będzie! Lecz jeśli mam być pisarzem tylko żywym, mam prawo do chodzenia po owej wąskiej grani między twórczością a grafomanią”.
Tymczasem był nie tylko wybitnym pisarzem, ale również publicystą, którego teksty w świeży i oryginalny sposób mówiły o sprawach wiary. W czasach stalinowskich, kiedy religia była wrogiem numer jeden, miał odwagę opublikować w „Znaku” obszerny esej pod tytułem „Dlaczego jestem katolikiem?”, przypominając tamtemu pokoleniu, że wiara w Boga jest sprawą fundamentalną. Poruszające są również jego „Listy do przyjaciela” – książka będąca odpowiedzią na krótkie pytanie: „Jak się modlić?”. Gołubiew odczytuje w niej słowa Modlitwy Pańskiej pod kątem potrzeb i trudności, z którymi zmaga się każdy człowiek. Zwraca się do osoby wierzącej, podkreślając jednak, że wiarę trzeba nieustannie pielęgnować, a nawet o nią walczyć.
Podobne wyzwania Antoni Gołubiew stawiał sobie jako pisarzowi: „Sądzę, że podstawę moralności pisarskiej stanowi nieustanna czujność, by słowo znaczyło naprawdę to tylko, co wyraża; »nadrabianie« słowami jest zwyczajnym oszustwem – choć często nieświadomym oszustwem” – zanotował w „Listach do przyjaciela”. Być może właśnie ta czujność, która kazała mu nieustannie poprawiać dzieło życia – „Bolesława Chrobrego”, sprawia, że jego książki tak bardzo intrygują. Nawet jeśli pozostają niedokończone.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.