Jan Matejko rysował władców tak sugestywnie, że dziś nie potrafimy sobie ich wyobrazić inaczej niż przez pryzmat jego „Pocztu królów i książąt Polskich”.
Za czasów panowania polskich monarchów nie było aparatów fotograficznych. A jednak wszyscy „wiemy”, że Kazimierz Wielki był potężnie zbudowanym mężczyzną o długiej brodzie, a Bolesław Chrobry dumnie patrzącym w dal wojem o kręconych włosach i gęstych wąsach. Wyobrażenia autorstwa Jana Matejki wbiły się w nasze głowy do tego stopnia, że nie potrafimy inaczej myśleć o polskich władcach niż przez pryzmat 44 rysunków składających się na „Poczet królów i książąt polskich”.
A przecież mogło być zupełnie inaczej. „Poczet” Matejki to jeden z wielu zbiorów wizerunków panujących w naszej ojczyźnie monarchów. Przykładowo jeszcze w XVIII wieku Zamek Królewski w Warszawie podobiznami polskich królów ozdobił inny wybitny malarz, Włoch Marcello Bacciarelli. Do odtworzenia pierwowzorów starannie się przygotowywał, odrysowując m.in. głowy z wawelskich nagrobków, ale także drobiazgowo studiując inne wcześniejsze wizerunki. Artysta z Italii widział na przykład Bolesława Chrobrego i Władysława Jagiełłę jako brodatych mężczyzn – a przecież każdy Polak „wie”, że wcale tak nie wyglądali. To jednak nie brody zdecydowały o tym, że wizerunki te nie utrwaliły się na stałe w naszej pamięci, tylko zbieg talentu Matejki i epokowych okoliczności.
Kolekcjonerzy królów
Gdy krakowski artysta w 1890 roku otrzymał od wiedeńskiego wydawcy Maurycego Perlesa zlecenie naszkicowania ilustracji do książki o polskich królach i książętach, był już uznanym malarzem historycznym. – Pod koniec XIX wieku wśród narodów zamieszkujących Austro-Węgry zapanowała wielka fascynacja własną historią. Habsburgowie mieli zupełnie inne podejście niż inni zaborcy, którzy rusyfikowali lub germanizowali. Perles oczekiwał więc dobrego zarobku, zarówno wydając „Poczet” w języku polskim, jak i niemieckim – tłumaczy Grzegorz Wojturski, jeden z kuratorów wystawy „Poczet królów Polskich Jana Matejki”, którą wciąż jeszcze można oglądać w Muzeum Narodowym we Wrocławiu. Zebrane rysunki, opatrzone opisami historyka, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego Stanisława Smolki, wychodziły od 1893 roku najpierw w formie oddzielnych zeszytów, które zbierali ówcześni kolekcjonerzy. Na chętnych czekała pod koniec edycja „ekskluzywna”, w formie książki, w której zebrano wszystkie rysunki i opisy.
Ale zanim do tego doszło, Matejkę czekały dwa długie lata pracy. Zabrał się do niej z właściwą sobie skrupulatnością, starając się odtworzyć szczegóły wyglądu władców możliwie najwierniej. Miał w tym zresztą wprawę, jako twórca licznych obrazów przedstawiających królów i książąt w różnych scenach rodzajowych. Wielu monarchów ma na różnych dziełach twórcy podobne rysy – np. widzimy, że na obrazie „Barbara Radziwiłłówna i Zygmunt August” oraz na rysunku z „Pocztu” występuje ta sama osoba. Matejko latami studiował historyczne stroje, już wcześniej publikowł ich szkice w książce „Ubiory w Polsce 1200–1795”. Nie oznacza to, że Matejko odcinał kupony od dawnej sławy: gdy przygotowywał się do rysowania „Pocztu”, pogłębiał swą wiedzę, kupując historyczne stroje, wertując księgi w bibliotekach; miał także dostęp do potężnych zbiorów numizmatycznych Emeryka Hutten-Czapskiego, dzięki którym mógł na przykład dowiedzieć się, jak w przybliżeniu wyglądały rysy twarzy władców.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.