– Staramy się mówić o Bogu, stawiać pytania w sposób, który nie narzuca odpowiedzi, a jednak ją człowiekowi umożliwia – mówi o nowym projekcie Kuba Kornacki.
Wszystko zaczęło się jeszcze przed laty w szkole aktorskiej w Krakowie. – Powiedziałem Bogu, że chcę do niego należeć. Zastanawiałem się, jak wypełnić pawłowy nakaz: wszystkim, co robicie, wychwalajcie Boga – opowiada Kuba.
– Na etacie w teatrze było to strasznie trudne. Dzisiaj można usłyszeć, że jak ktoś nie chce profanować Boga, może być za to wywalony z pracy – dodaje. I choć stwierdza, że nie był nigdy postawiony przed tak radykalnym wyborem, sześć lat temu poczuł, że musi odejść. – Nie miałem pojęcia, co ze mną będzie. Ale Pan Bóg pracował nade mną przez parę miesięcy, tak jak nad Jonaszem. Wreszcie podjąłem decyzję i zaczęła powstawać muzyka – dzieli się.
Mistrz pierwszego wrażenia
Kuba nie zerwał do końca ze sceną. Został wykładowcą w Szkole Wokalno-Aktorskiej w Gdyni. To właśnie na Wybrzeżu projekty muzyczne, które od lat nie dawały mu spokoju, zaczęły przybierać realny kształt. Do Cezarego Paciorka, znanego muzyka chrześcijańskiego z Gdańska, pojechał za namową o. Andrzeja Bujnowskiego, „guru” muzyków chrześcijańskich. – Nie wiedziałem, kim Czarek jest. Popełniłem straszny błąd. „Wygooglowałem” go.
Zobaczyłem przerażającą listę genialnych nazwisk osób, z którymi współpracował. Kiedy się z nim spotkałem, to ze zdenerwowania nie byłem w stanie nastroić gitary. I pierwszy kawałek grałem u Czarka w domu na rozstrojonym instrumencie. A on się zgodził – wspomina.
Gdy próbował do projektu zaprosić znanego basistę jazzowego, Grzegorza Nadolnego, wysłał mu przez pomyłkę inne nagranie, na którym dyktował perkusiście, jak ma zagrać werble. – To było takie „tram ta ta tam ta tam”. Zadzwonił do mnie i zapytał, czy to też ma się znaleźć na nagraniu. Jestem mistrzem pierwszego wrażenia – ze śmiechem mówi o swoich wpadkach. Dzisiaj zespół tworzą wyśmienici muzycy z Trójmiasta i Bydgoszczy.
– To tak, jakby Pan Bóg rozrzucił najpierw takie ziarna piachu na podłodze, które kompletnie nie miały jakiegoś ładu i składu, a dopiero z czasem zaczęły się one układać w obrazek, w coś bardzo konkretnego i przemyślanego – dodaje Kuba.
Leczące dotknięcie Boga
– Zawsze starałam się być z Bogiem w bliskiej relacji, ale nigdy nie byłam w stanie tego poczuć – mówi Karolina. Z trudem opowiada o doświadczeniach swojego życia. Mówi o zranieniach, jakich doświadczyła ze strony ojca. Sprawił, że otarła się o śmierć. Przez lata prześladowało ją to doświadczenie.
– „Sam Bóg do piersi tulił ją, a zapach poniósł wiatr” – usłyszała w piosence „Diana” podczas minikoncertu, który Kuba grał w Boże Ciało w Rumi. – Zniknął mój gniew do Boga Ojca, że mnie nie uratował od tego doświadczenia. Zrozumiałam, że żyję dzięki Jego miłości. Pozwoliło mi to zrobić duży krok w życiu – opowiada. – Od tamtej pory jest dla mnie Tatą. Minęło parę miesięcy, a owoce tego dotknięcia trwają – zapewnia Karolina.
Ambitnie o Bogu
Utwory z debiutanckiej płyty zespołu Kanaan, „Tato”, przez kilka miesięcy utrzymywały się na chrześcijańskich listach przebojów. Jak podkreślają muzycy, projekt miał charakter czysto ewangelizacyjny. Niedawno w wejherowskiej Filharmonii Kaszubskiej odbył się koncert premierowy, prezentujący kolejny projekt realizowany przez zespół. Nosi tytuł „Trzy sny”. Na nagranej podczas imprezy płycie ani razu nie pada słowo „Bóg”, a mimo to jej zadaniem jest również ewangelizacja.
– Spędziłem trochę czasu w środowiskach artystycznych. Ci ludzie mają dosyć sprawny umysł, bardzo rozwiniętą umiejętność relatywizowania wszystkiego oraz ucho wyczulone na banał – stwierdza Kuba Kornacki. – Pierwszą przyświecającą nam ideą było to, żeby pokazać ludziom poszukującym, krytycznym, którzy mają jakieś wymagania w stosunku do muzyki, że Bóg może być naprawdę fenomenalną inspiracją do pisania muzyki i literacko dobrej piosenki – zaznacza lider zespołu. – Drugim ważnym elementem jest inspiracja do modlitwy, która daje ogromną przyjemność obcowania z Bogiem – wylicza.
– Kiedyś byłem tak rozjuszony tym, co widzę w naszej kulturze popularnej, lansowanej przez mainstreamowe media, że gdzieś człowiek spotyka się z antykulturą, z czymś, co zamiast go uwrażliwiać, niszczy jego wrażliwość. Mam nadzieję, że Kanaan stanie się namacalnym dowodem na to, że można mówić o tym, że Bóg jest Kimś dobrym, a zanurzenie w Nim jest źródłem nieskończonej inspiracji dla współczesnego artysty – dodaje.
– „Trzy sny” to opowieść o relacji z Bogiem. Żeby napisać coś takiego, trzeba to wcześniej przeżyć – mówi Karolina, która uczestniczyła w premierowym koncercie. Obecnie zespół szuka sponsorów, aby wydać materiał zarejestrowany na płytach CD i DVD.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.