Czy zaginięcie psa podczas spaceru może doprowadzić do rozpadu związku albo do jego scementowania? Okazuje się, że może. I może to stworzyć prawdziwą tragikomedię.
Otwarcie nowego sezonu w Teatrze Kamienica można uznać za niezwykle udane. Premiera spektaklu „Psiunio” to strzał w dziesiątkę. Skrzące się finezyjnym humorem dialogi i najwyższej klasy aktorstwo Hanny Śleszyńskiej, Piotra Polka i Tomasza Sapryka wywoływały salwy śmiechu i rzęsiste brawa publiczności, która szczelnie zapełniła widownię. A wydawałoby się przecież, że banalny temat nie przyciągnie na dłużej uwagi widza. No bo cóż się w istocie stało? Pan domu wrócił z wieczornego spaceru z psem bez… Psiunia. Wywołało to lawinę pretensji pani domu i coraz głębsze poczucie winy pana. Okazuje się, że w tym małżeństwie wspólny pupil stał się najsilniejszym spoiwem.
Dorosły syn wyjechał za granicę, więc uczucia rodzicielskie zostały przelane na czworonoga. Zaczyna się swoista psychoanaliza pod tytułem: Dlaczego uciekł Psiunio? Co chciał zademonstrować swoją ucieczką? Może zaprotestował przeciwko traktowaniu go jak psa? Może ktoś naruszył jego godność? Wzajemne zarzuty, jakie stawiają sobie małżonkowie, balansują na granicy absurdu. Ale między innymi to dzięki temu dialogi są tak zabawne.
Akcja rozgrywa się w środowisku ludzi wykształconych. Mąż jest filozofem, przyjaciel domu architektem. Cała trójka szybko traci dystans do zdarzenia z psiakiem. Co więcej, pretensje o zaniedbanie czworonoga przenoszą się na inne sfery życia małżeńskiego. Pojawia się zazdrość o męża, o monotonię życia, które skupiło się jedynie na relacjach z Psiuniem. Kryterium doboru przyjaciół staje się stosunek do Psiunia i do zwierząt w ogóle. Odżywają zadawnione pretensje, prowadzące do dramatycznego finału.
Te wszystkie emocje przekazuje widzom znakomicie grające trio. Hanna Śleszyńska jest kwintesencją kobiecości. Oschłym mężem jest świetny w tej roli Piotr Polk. Reżyser Grzegorz Chrapkiewicz nie przeoczył nic z tlącego się podskórnie konfliktu, podsycając atmosferę każdą zabawną i nonsensowną sceną. Tomasz Sapryk perfekcyjnie zmienia swój stosunek do przyjaciół i do czworonogów. Raz zionie do nich niechęcią, później jest ich orędownikiem, gubiąc się w swoich obraźliwych lub pochwalnych tyradach. Realizatorzy słusznie określają „Psiunia” tragikomedią, bo temat – chwiejąca się harmonia związku dwojga ludzi – jest nad wyraz poważny.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.