Gabinet osobliwości, czyli pseudoelity polityczne bawią i przerażają publiczność „Syreny”.
Po przeniesieniu powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza na ekran przyszła pora na musical. Ostatnia premiera w Teatrze Syrena, „Dyzma” w wersji musicalowej, nie zawiodła widzów, zwłaszcza że reżyserią zajął się mistrz tego gatunku, Wojciech Kościelniak.
On i Wojciech Malajkat odkryli, że powieść Dołęgi-Mostowicza jest dziś wyjątkowo aktualna. Miała brzmieć jak memento i to ostrzeżenie do dziś brzmi niezwykle groźnie: atak na zdemoralizowane i pozbawione kwalifikacji moralnych elity, które dekonspiruje „bohater dnia”, Nikodem Dyzma. Reżyser nie podpowiada nam, w których politykach możemy odnaleźć współczesnego Dyzmę, bo nie chce odrabiać lekcji za widza. Ale nie sądzę, by miał on problemy z odszukaniem negatywnych wzorców.
Kariera Dyzmy to nie tylko zabawa, to coś więcej. Dyzma jest człowiekiem podłym, głupim, cynicznym. Zdolnym do wszystkiego, byle zachować pozycję. Więc? W czyje ręce oddajemy władzę, a tym samym nasz los.
Spektakl jest perfekcyjnie dopracowany muzycznie. To zasługa Piotra Dziubka stale współpracującego z Wojciechem Kościelniakiem. Dynamicznie brzmiące piosenki, znakomity w ruchu zespół, który rusza się i śpiewa jakby rodem z teatru muzycznego. Znakomicie obsadzone role, choć teatr zrezygnował z obsady gwiazdorskiej. Reżyser zastosował w wielu wypadkach oryginalny klucz interpretacyjny.
Nina, kreowana przez Emilię Komarnicką, pani na włościach, potem żona Dyzmy, to zepsute dziecko, które tęskni do mocnych wrażeń. Dla niej prostacki Dyzma jest uosobieniem siły i „normalności”. Kontrowersje budzi obsada głównej roli, choć reżyser uważa, że Przemysław Bluszcz, skądinąd świetny aktor, idealnie pasuje do wizerunku Dyzmy. Teatr ma prawo do swoich wyborów, zwłaszcza gdy przystają do zamierzonego przesłania.
Przerysowany w swoim chamstwie Dyzma być może stanowi silniejsze oskarżenie zdemoralizowanych elit, które nie analizują jego walorów intelektualnych czy merytorycznych, a imponuje im prostackością i bezwzględnością. Że nie umie mówić, cóż stąd, znajdą się usłużni dziennikarze, którzy dopiszą mu do życiorysu ziemiańskie pochodzenie, studia w Oxfordzie czy Krzyż Virtuti Militari. Czy nie na tej zasadzie, jak podkreśla reżyser, potoczyła się kariera Hitlera i Stalina? Zamordyzm to coś, co przekonuje słabych i degeneratów.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...