Trójwymiarowe drukowanie przedmiotów to hit ostatnich lat. I to już wcale nie tylko wizja przyszłości dostępna dla nielicznych, ale rzeczywistość. Przekonali się o tym wierni z kościoła w Koninie Żagańskim.
W świątyni wybudowanej w 1505 roku w Koninie Żagańskim tryptyk Mistrza Ołtarza z Gościeszowic był od zawsze. W centralnym punkcie artysta, tworzący na Śląsku oraz na terenie Wielkopolski, Saksonii i Brandenburgii, umieścił prawie 1,5-metrowe figury św. Bartłomieja, św. Barbary z Nikomedii i Matki Bożej z Dzieciątkiem. Problem jednak w tym, że ich tam już dawno nie ma. Dwie są w Zielonej Górze, a trzecia – we Wrocławiu. Pomimo wielu starań proboszczów i parafian, figur nie udało się odzyskać.
Zapach palonego drewna
Kiedy wydawało się, że już nic nie da się zrobić, proboszcz ks. Bogdan Konarzewski CM usłyszał historię figury Matki Bożej z sanktuarium maryjnego w Tulcach, którą odtworzono w technologii druku 3D.
– Skontaktowałem się z tamtejszym proboszczem, a później spotkałem się z Pawłem Klakiem z firmy Scanning 3D, która odtwarzała figurę. Tamta była mniejsza i obawiałem się, czy tę samą technikę da się zastosować do postaci, które mają prawie półtora metra. Pan Paweł powiedział, że nie powinno być problemu i zaczęliśmy prace przygotowawcze. Przede wszystkim jednak nie wiedzieliśmy, czy zgodzi się na to konserwator zabytków. Wkrótce dostaliśmy zgodę na wierne odtworzenie aktualnego stanu figur – tłumaczy proboszcz.
Kolejnym krokiem było zeskanowanie oryginalnych figur. Matka Boża z Dzieciątkiem i św. Barbara są cały czas dostępne na ekspozycji Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze. Natomiast figura patrona miejscowego kościoła znajduje się w magazynie Muzeum Narodowego we Wrocławiu.
– Nie było łatwo uzyskać zgodę na skanowanie figury, w końcu jednak udało się. Okazało się, że jest strasznie zniszczona i prawdopodobnie była malowana pokostem. Coś strasznego! – mówi proboszcz i pokazuje zdjęcie w telefonie.
W końcu specjalistyczne urządzenie prześledziło każdy element, żłobienie czy fałdę szat świętych postaci z precyzją do 0,3 mm. W wyniku kilkunastogodzinnego skanowania powstała tzw. chmura punktów, a później wirtualna rzeźba. Zlecenie bardzo szybko okazało się niebywałym wyzwaniem, próżno bowiem szukać podobnych realizacji. Do druku użyto kompozytu drewna, czyli zmielonych wiórów drewna (70 proc.) z polimerami (30 proc.) umożliwiającymi sklejanie kolejnych warstw.
– Podczas drukowania czuć zapach jakby palonego drewna w kominku. Dodatkowo, dzięki zmianom temperaturowym podczas procesu, można sterować odcieniem drewna, np. imitując słoje drzewne. Wydrukowany materiał świetnie nadaje się do późniejszej obróbki skrawaniem, malowania, nawiercania itp. – wyjaśnia P. Klak.
Ludzie zamarli
Wydruk figur zajął ponad 600 godzin. Zużyto przy tym 12 kg materiału oraz kilkanaście tubek specjalnego, supermocnego kleju. Obecne drukarki 3D nie tworzą modeli większych od wymiarów 20 ¥ 20 ¥ 20 cm, dlatego każdą z figur trzeba było podzielić na mniejsze klocki.
– Największa, 1,5-metrowa Matka Boska, ostatecznie składa się aż z 78 elementów. Ich druk zajął ponad 3 tygodnie. Do tego jeszcze tydzień sklejania i wstępna obróbka – tłumaczy P. Klak. – Oczywiście, wcześniej materiał, z którego została wykonana figura, przeszedł pomyślnie szereg testów – od wytrzymałości samych klocków, na które została podzielona figura, przez testy połączeniowe wynikające z klejenia i pozostawienie wydruków na kilka nocy zanurzonych w wodzie, aż po ekstremalne testy temperaturowe.
Ostatnim szlifem był proces polichromowania. W przypadku Matki Bożej zajął się tym prof. Dariusz Markowski z UMK w Toruniu, a świętych Barbary i Bartłomieja – Joachim Nowacki z podleszczyńskiej Osiecznej.
Figury do konińskiej świątyni trafiły pod koniec roku. Ich całkowity koszt wyniósł 67 tys. zł. – Udało nam się uzyskać dotację z gminy, a pozostałą cześć uzbierali parafianie. Bez nich nie byłoby to możliwe – tłumaczy proboszcz. – Kiedy po Mszy św. (...) odsłoniliśmy figury, w kościele zapanowała cisza. Ludzie zamarli. Jak się spojrzało na twarze, każda była pełna łez. Widać było, że ludzie to przeżywali i czują się dumni. Przy naszym kościele jest cmentarz i słyszałem od niektórych z parafian, że zaraz po zobaczeniu figur poszli do swoich rodziców, dziadków, aby pochwalić się figurami w ołtarzu. Niesamowite jest to, że nie tylko wspólnymi siłami wypełniliśmy pustkę w ołtarzu, ale zatroszczyliśmy się w pewien sposób o historię Kościoła na tych ziemiach. Ten ołtarz znowu „przemawia”.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.