– Kiedyś dobro i zło były kontrastowe, A dzisiaj przyjemnie ogląda się świat w poczuciu, że są ze sobą tak zmieszane, że nie można ich odróżnić – mówił w Ciechanowie znany reżyser, który promował swój najnowszy film „Obce ciało”.
Dziś wszystko jest tak rozmazane i zmieszane, że niczego nie można osądzić; i to jest politycznie dobre, politycznie poprawne – mówił w ciechanowskim kinie autor „Iluminacji”, „Bilansu kwartalnego” czy „Z dalekiego kraju”. – Tymczasem ja osądzam, gdy czyjeś czyny, czyjeś intencje są złe, niedobre, i to się nie podoba. To wywołało największy atak. Jeżdżę z tym filmem [„Obce ciało” – red.] po świecie i widzę, że ta złość, która na mnie w Polsce spadła, nie jest powszechna. Widać, że jest to nasz fenomen krajowy, może dlatego, że bogacimy się wszyscy gwałtownie i to bogactwo jest przyjmowane bezkrytycznie. A nie cała nowoczesność jest dobra – mówił Krzysztof Zanussi w kinie „Łydynia”.
– Bardzo chciałem w tym filmie powiedzieć, że jeżeli wierzymy w Boga, to ten Bóg objawia się zupełnie nie tam, gdzie Go czekamy, że jest łaska dla tych, co idą do Niego nieprostą drogą, a czasem jest surowy dla tych, co mają zasługi – kontynuował reżyser. Zdaniem Zanussiego, wiele osób oburzyło jego nawiązanie do tradycji judeochrześcijańskiej, bo według nich ona już się wyczerpała.
– Tymczasem – przekonywał reżyser – jest zupełnie odwrotnie, choć na Zachodzie nie wszyscy to rozumieją. W Chicago na festiwalu pierwsze pytanie, jakie mi zadano, brzmiało: dlaczego zajmuję się wariatką, która wstępuje do klasztoru, a nie pedofilią w Kościele.
Zdaniem prowadzącego spotkanie ks. Krzysztofa Jończyka, dyrektora Katolickiego Radia Diecezji Płockiej, „Obce ciało” pozostawia niedomówienia. – Z jednej strony mamy opowieść o dziewczynie, która walczy o swoje powołanie i wstępuje do klasztoru, choć nie jest to łatwa decyzja, z drugiej mamy chłopaka, który przyjeżdża za nią do Polski z Włoch, walczy o swoje powołanie małżeńskie, rodzinne i przegrywa. Mamy szefową korporacji, która po ludzku walczy o swoje, o poukładanie się, bycie kimś wielkim. Film w każdym z tych miejsc pozostawia niedomówienie, które nie wiadomo, jak się rozwiąże – mówił ks. Jończyk.
Zdaniem dyrektora diecezjalnej rozgłośni, najnowszy film Zanussiego wpisuje się w rodzaj dyskusji między wartościami. – Czy powinniśmy zachłysnąć się tym, żeby mieć coraz więcej, czy mamy budować świat pełen wartości. Jak pan dzisiaj ocenia kondycję nas, Polaków, jak nie pogubić się w tym świecie? – pytał dyrektor KRDP.
– Mnie jest dobrze – odpowiadał reżyser. – Ja nie dam się sprowokować do narzekania w sferze materialnej, ja jej sam pragnę, z niej się cieszę. Długie lata żyłem w biedzie. Teraz to nawet romantyczne wspominać, że po wojnie się nie dojadało, że donaszało się ubrania rodziców. Po tym wszystkim jest wielka radość, że można sobie kupić marynarkę, zjeść obiad. Tylko rzeczy mamy po coś. Pieniądze są świetnym sługą, ale fatalnym panem. Bo jak pieniądze stają się moim panem, to człowiek robi się nieszczęśliwy. A jak są moim sługą, to mogę nim zarządzać. Ten awans materialny, który Europa przeżywa po tych latach nędzy, nie może się tylko na tym skończyć, bo jest coś więcej, i to więcej oznacza sferę duchową – wyjaśniał Krzysztof Zanussi.
– A co ze złem? – pytał ks. Jończyk.
– Znam wspaniałych ludzi, którzy wyrośli z najgorszych rodzin, mieli podłych rodziców. Nie jesteśmy skazani. Ale jest takie zjawisko, że zło się reprodukuje i powraca w następnych pokoleniach – odpowiadał Krzysztof Zanussi.
Dla Marka Żbikowskiego, redaktora „Tygodnika Ciechanowskiego”, najmocniejszy jest finał filmu. – Gdy bohaterka mówi do Angelo: „Ty jesteś anioł. Myślałam, że mnie nawrócisz”.
– Ostatnie słowa, jakie padają z ekranu, to słowa mojej mrocznej bohaterki: „Jestem wolna i co mi z tego”. Wolność jest środkiem, jesteśmy wolni do czegoś, po coś, a nie tak po prostu. Mówić sobie: wszystko mogę, nic mnie nie obchodzi, to jest jakaś marność – komentował Krzysztof Zanussi.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.