Matka Boża i święty Józef są gorolami. Przynajmniej w przedstawieniu „Bóg się rodzi na Woli”.
Widzowie odnoszą takie wrażenie, bo prawie wszyscy uczestnicy wyjątkowych jasełek, wystawionych na wolnym powietrzu w Woli koło Pszczyny mówią po śląsku. I „po naszymu” informują Józefa i ciężarną Maryję, że naprawdę nie mogą ich przyjąć w swoich domach, bo „ni ma kaj” i „nawet nasze dziołszki śpiom w kuchni”. – Dzisioj? W Wilijo? Wy szukocie noclegu? Aleście se łobrali pora na szpacery? – komentuje jedna z kobiet. – Wilijo, a ludziska łażom i łażom! – dziwi się druga.
A ponieważ Maryja i Józef posługują się literacką polszczyzną, podobnie jak przechodzący wcześniej przez wieś żebrak, widok Ślązaków, którzy nie chcą przyjąć Jezusa, robi wstrząsające wrażenie. To nie jest historia o starożytnych mieszkańcach Betlejem, którym skamieniały serca. To są jasełka o nas.
O to, czy Święta Rodzina w tym przedstawieniu to gorole, zapytaliśmy Urszulę Urbańczyk, katechetkę, autorkę scenariusza i reżysera jasełek „Bóg się rodzi na Woli”. – Bingo! – śmieje się Urszula. – Chciałam pokazać, że na Śląsku jest wiele dobra, ludzie się ze sobą dzielą, jeden drugiemu pomaga. Ale nie wiem, jak by to było, kiedy podłogi są wypastowane, obrusiki wykrochmalone, ryby zabite, świeczki na choince, wszystko wyglancowane. Czy wtedy byśmy Go przyjęli? Czy nie, boby nam zrujnował porządek tego dnia, ten nasz ordnung? Może też szukalibyśmy kogoś, kto przyjąłby Go za nas, uspokajając swoje sumienie przez wręczenie kawałka chleba? A jednak zawsze się znajdzie jakaś Weronika – komentuje.
Weronika jest młodziutką Ślązaczką, która najpierw okazuje serce żebrakowi, a później biegnie za odprawioną przez jej rodziców Świętą Rodziną. I prowadzi wędrowców do stojącej przy domu stajni. A później jeszcze oddaje Nowonarodzonemu piękną chustę, którą właśnie tego wieczora dostała „łod Dzieciontka”.
W końcu do żebraka, a po nim do Weroniki dociera, że sam Bóg urodził się w ich Woli. Po wsi niesie się jej wołanie: „Bóg do nos przyszoł!” – Bo tak właśnie jest w rzeczywistości: Bóg zawsze da nam znać, że jest. Będzie widoczny. Zmienia każdą wieś, każde miejsce, w którym się rodzi. A czy wybiegniemy z domów i pójdziemy w stronę światła, to już zależy od nas – komentuje Urszula Urbańczyk.
Żebraka w przedstawieniu zagrał Kacper Murański, mistrz Polski juniorów w pływaniu. Maryję – Gabriela Kuks, mistrzyni Śląska juniorów, też w pływaniu. To uczniowie gimnazjum sportowego w Zespole Szkół im. św. Jana Bosko w Woli koło Pszczyny. Dziewczyna, która gra Weronikę, ma tak na imię też w rzeczywistości. Razem z nimi grali dorośli mieszkańcy Woli, którzy poświęcili również półtora tygodnia na przygotowanie scenografii i ustawienie jej pod szkołą.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...