Tego baśniowego kraju w środku Europy, gdzieś pomiędzy Niemcami a Polską, już nie ma...
Na okładce „Finis Silesiae” można przeczytać: „Dwoje ludzi spotyka się gdzieś między Niemcami a Polską, w kraju który jeszcze istnieje, ale już niebawem zniknie; (…) Ocaleją jedynie zdjęcia.” I to prawda. Jest przecież w powieści romans, jest Śląsk, którego już nie ma i – wreszcie – są fotografie, które pozostały. Ale jednocześnie to kłamstwo. Powieść Wańka jest o czymś zupełnie innym, niż udaje, że jest.
Bo czy ona, Brigitte – pielęgniarka pochodząca z mieszczańskiej rodziny z Beuthen, stale próbująca sobie i światu coś udowodnić i on, Paul – niezamożny artysta z Gleiwitz, tak do niej niepasujący, niepogodzony z rzeczywistością, uparcie poszukujący własnego miejsca i przeznaczenia – tak naprawdę się spotykają? Czy to spotkanie w ogóle jest możliwe? Waniek odsłania przed czytelnikami ich złożone relacje, demaskując – z wyczuciem i subtelnością – smutne trwanie obok siebie dwóch samotności. Nazbyt często zawiedzione oczekiwania i coraz bardziej rozpaczliwe próby porozumienia doprowadzają ich do milczenia, a ostatecznie rozdzielają.
Lecz romans jest jedynie pretekstem. Wymówką, pozwalającą snuć opowieść ważniejszą, śląską. Rozległą czasowo – od lat trzydziestych po współczesność, i przestrzennie, bo u Wańka nie istnieją podziały na Śląsk Górny i Dolny. Śląsk jest Śląskiem od Görlitz po Beuthen i tenże zachwycający, tajemniczy Śląsk Paul utrwala na swoich fotografiach. Czy raczej utrwalić usiłuje. Powieść, której fundamentem były fotografie, bo przecież zaczęło się wszystko od starego, niemieckiego albumu przedstawiającego panoramę Śląska, na który natknął się Waniek; powieść, w której fotografowanie pozwala się rozwijać fabule – nie jest bynajmniej fotografii afirmacją. Fotografia utrwala, lecz zniekształca. Uwiecznia, ale pozbawia barw. Ocala, zapowiadając rozpad. Niszczeje, coraz bardziej oddalając się od tego, co w pamięci.
Czy alternatywą są zatem słowa? Czy potrafią ocalić naprawdę? I temu książka przeczy. Słowa pozwalają jedynie powracać do tego, co minione. Przebywać, pomieszkiwać przez chwilę w śląskiej rzeczywistości, do której nie ma już powrotu. To rzeczywistość utracona przez niezliczone rzesze mieszczan, robotników, kobiet, dzieci, Polaków, Niemców, Ślązaków – tego baśniowego kraju w środku Europy, gdzieś pomiędzy Niemcami a Polską, już nie ma.
A jednak powieść Wańka epatuje spokojem, nie ma w niej miejsca na oskarżenia, rozliczenia, wyliczenia win. Nawet na rachunek sumienia. Waniek niczego nie próbuje udowodnić, zmaga się co prawda z pamięcią historyczną, ale zmaga się jednostkowo, indywidualnie, nie narodowo. Jego wrażliwe spojrzenie ukazuje dramatyczność losów z perspektywy uniwersalnej, narodowy paradygmat nie jest mu potrzebny. Waniek pisze o końcu Śląska, który nosimy w sobie, który nie ma nic wspólnego z mapami, terytoriami i granicami.
Niestety, w tej wędrówce nie ma miejsca na ukojenie. U kresu, niczym porzucone fotografie: śmierć Paula w murach szpitala psychiatrycznego, zgwałcona, rozdzielona z córeczką Brigitte, pęknięty obraz Śląska. Dziwny, nieuchwytny, mglisty świat opowiedziany przez Wańka umiera. W ciszy.
*
Henryk Waniek, Finis Silesiae, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2003.
***
Tekst z cyklu Mała Biblioteczka Śląska
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.