Podobno bł. Władysław z Gielniowa w czasie wielkopiątkowego kazania wpadł w ekstazę, zasłabł, a niedługo potem skonał. Założyciel skępskiego klasztoru był płomiennym głosicielem słowa Bożego. Ale był też autorem pieśni religijnych w języku polskim.
Wciąż za mało znamy i kojarzymy postać bł. Władysława z diecezją płocką i z bernardynami ze Skępego. A to przecież on stoi u początków największego sanktuarium maryjnego w diecezji. Żył u schyłku średniowiecza. Dwukrotnie zostawał prowincja łem bernardynów. Czuwał nad istniejącymi domami zakonnymi; musiał je wszystkie wizytować. Brał udział w kapitułach generalnych we Włoszech. Założył dwa domy zakonne, w tym jeden właśnie w Skępem. Był ascetą, znakomitym kaznodzieją, błogosławionym.
Ale Władysławowi z Gielniowa coś ważnego zawdzięcza także nasza kultura. W historii polskiej literatury ten pobożny bernardyn jest pierwszym znanym z imienia poetą, piszącym z niemal równą swobodą w języku ojczystym, co i po łacinie. Oddany zgromadzeniu franciszkanów tzw. obserwantów, do którego wstąpił w 1461 r., pisał pieśni, w centrum których byli Jezus i Jego Matka oraz męka Pańska.
Psałterz boleści dla każdego
Zachowała się tylko część spuścizny Gielniowczyka, w tym 13 wierszy po łacinie, a 7 pisanych w języku narodowym. Wśród tych ostatnich jest utwór „Jezusa Judasz przedał”. Ciekawe, że datę jego powstania – 1488 r. odnotował skrupulatnie kronikarz zakonu Jan z Komorowa. Musiało być to dla nich ważne wydarzenie. Tym bardziej że tę pieśń o. Władysława, wikariusza prowincji, zaczęto w zakonie śpiewać po kazaniu, zamiast siedmiu psalmów pokutnych. Utwór stał się bardzo popularny. Dziś badacze literatury uznają ją za jedną z najlepszych pieśni pasyjnych polskiego średniowiecza. Nie umniejsza jej wartości fakt, że była prawdopodobnie polską adaptacją czeskiej pieśni. Czego może ona nauczyć człowieka XXI wieku?
Tak jak tekst nabożeństwa Gorzkich Żali, powstałych ponad 100 lat później, zachęca ona do uczestniczenia w męce Pańskiej, do pójścia śladami Chrystusa w Drodze Krzyżowej, bo każda ze zwrotek utworu jest oddzielną stacją. Plastyczny opis tej pasyjnej drogi, świadczący o kunszcie literackim autora, przemawia naturalizmem i ludzką stroną cierpienia Chrystusa, a jednocześnie czułością Matki, która duchowo współcierpi z Synem.
„Jezusa już krzyżują, patrzy, duszo, pilnie/ Ręce i nogi ranią, krew z jego ran płynie/ Matka, gdy to widziała, na ziemię upadła,/ Dla Syneczka miłego rada by umarła” – czytamy w jednej ze strof. Gdy już się pokona trudność z odbiorem dawnego tekstu, to trudno oprzeć się tym wersom, szczególnie że poeta bernardyn umiejętnie przeciwstawia brutalność oprawców cierpliwości i godności cierpiącego Jezusa. Z pewnością utwór miał właśnie taki cel w momencie, gdy powstawał – wstrząsnąć sumieniem i duchem człowieka.
Jest jeszcze coś, co świadczy o tym, że nie jest to tylko pokaz sprawności poetyckiej. Końcowa zwrotka zaleca wprost odmówienie 15 razy „Ojcze nasz” i 150 razy „Zdrowaś, Maryjo” – dokładnie tyle, ile jest psalmów. Nagle okazuje się, że ta pasyjna, kunsztowna pieśń liturgiczna bł. Władysława to tak naprawdę tylko pretekst albo wstęp do nabożeństwa i medytacji. Nie bez powodu nosi ona tytuł „Żołtarz Jezusow”; bo żołtarz to psałterz.
Święta muza
Upodobanie błogosławionego do takich form modlitewnych jak psałterz i koronka ma swoje źródło w pobożności bernardyńskiej (kronikarz Jan z Komorowa wspomina, że prowincjał Władysław był autorem kilku koronek ku czci Maryi). W „Żołtarzu” słychać też inne wyraźne echa tej pobożności – szczególną cześć Władysława z Gielniowa dla imienia Jezus, którym rozpoczyna każdą zwrotkę pieśni, kult męki Pańskiej i wielką cześć dla Maryi cierpiącej ze swoim Synem. Patrząc na tekst tej pieśni, można się dziś zastanawiać, jakie musiały być kazania błogosławionego. Jak bardzo musiały przemawiać do wyobraźni i serc XV-wiecznych słuchaczy pasyjnymi opisami, skoro zasłynął jako kaznodzieja. Może głosił je także w Skępem, gdzie prawdopodobnie był przełożonym w krótkim okresie od 1502 do 1504 roku?
Znamienne, że właśnie podczas kazania wielkopiątkowego, głoszonego w klasztorze bernardynów św. Anny w Warszawie, uniósł się podobno w natchnieniu ponad ambonę i zemdlał; może na skutek ataku serca. Po kilkutygodniowej chorobie zmarł 5 maja 1505 roku. Gdy renesansowe idee stały już u polskich bram, a dokładniej pierwsi cudzoziemscy poeci – humaniści działali w Krakowie, Władysław z Gielniowa, utalentowany poeta, pozostał wierny duchowi średniowiecza i franciszkańskiej regule pokory, prostoty i modlitwy. Zainspirował współbraci do tworzenia pieśni, które miały być przede wszystkim narzędziem głoszenia Ewangelii i katechizacji wiernych.
Zainspirował do tego stopnia, że mówi się o bernardyńskim kręgu poetyckim bł. Władysława. Przy tym jest wciąż jednym z wielu „wielkich zapomnianych” polskiej kultury i tradycji, ale też wciąż nieodkrytym w diecezji płockiej.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...