Zapomniany artysta. Jak syn ubogiego rolnika spod Kalwarii Zebrzydowskiej stał się wybitnym malarzem.
Karol Malczyk, rodem z Bar-wałdu Średniego, był przez wiele lat postacią zapomnianą, choć jest autorem licznych malowideł sakralnych w świątyniach Polski, Węgier, Kanady i Stanów Zjednoczonych. Teraz wraca do pamięci rodaków ze swojej bliższej ojczyzny, dzięki wysiłkowi jednego księdza, jednego ambasadora i dwóch nauczycielek.
„Nikt nie jest prorokiem we własnym kraju” – powiada starożytna sentencja. Kilka pokoleń mieszkańców Kalwarii Zebrzydowskiej i okolic, modląc się w niewielkim kościele parafialnym św. Józefa, spoglądało na wypełniające jego wnętrze, mieniące się barwami malowidła w stylu młodopolskim. Uwagę zwracały szczególnie postacie aniołów. Prawie nikt nie wiedział jednak, że namalował je w 1937 r. ich krajan z podkalwaryjskiego Barwałdu Średniego Karol Malczyk, w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych uczeń Władysława Jarockiego i Fryderyka Pautscha. Do ich pamięci powrócił zaś przez... Budapeszt.
Odnaleziony na strychu
– Ja również nie miałam pojęcia o jego istnieniu do czasu spotkania ks. Macieja Józefowicza w Domu Polskim w Budapeszcie. W 2008 r. pojechałam do stolicy Węgier wraz z ojcem Jerzym Koleckim, rabczańskim artystą malarzem, uczniem Zbigniewa Pronaszki w krakowskiej ASP. Tata miał tam mieć wystawę swoich obrazów przedstawiających anioły. Dowiedziawszy się, że mieszkam niedaleko Kalwarii Zebrzydowskiej, ks. Józefowicz zapytał mnie, czy wiem, kto malował ściany w kościele w Kalwarii. Nie wiedziałam. Więc zaczął mi fascynująco opowiadać o Karolu Malczyku. Stwierdziłam, że nie mogę tego tak zostawić i muszę zrobić wszystko, by przypomnieć tego artystę na terenie, z którego pochodził – mówi Marta Hordziej, artysta grafik, nauczycielka plastyki w Zespole Szkół nr 2 w podkalwaryjskich Brodach.
– Kiedy w 1989 r. zostałem proboszczem polskiej parafii personalnej w Budapeszcie, zainteresowały mnie polichromie w naszym kościele, m.in. wielki orzeł biały, skomponowany z postaci aniołów. Na strychu kościelnym, wśród śmieci, gruzu, rozsypanych dokumentów, rupieci, znalazłem umowę, z której wynikało, że twórcą polichromii wykonanej po 1947 r. był Karol Malczyk. Zacząłem się bliżej interesować tą postacią – mówi ks. Józefowicz. Okazało się, że K. Malczyk był w czasie wojny wziętym malarzem, który ozdobił wnętrza kilku węgierskich świątyń monumentalnymi malowidłami.
Z Barwałdu w świat
Karol Malczyk urodził się w 1907 r. w Barwałdzie Średnim pod Kalwarią Zebrzydowską w rodzinie rolników. Miał 11 rodzeństwa.
– Moi dziadkowie dobrze wychowali i wykształcili swoje dzieci. Spośród nich Erazm był księdzem salezjaninem, Karol – malarzem, Józef – inżynierem rolnikiem, a mój ojciec – muzykiem organistą – mówi Stefania Bober z Barwałdu Średniego, bratanica K. Malczyka.
Po ukończeniu gimnazjum w Wadowicach przyszły malarz studiował w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. W 1937 r. wraz z Adamem Siemianowiczem wykonał wspomnianą polichromię w kościele św. Józefa w Kalwarii. Po wybuchu wojny w 1939 r. wraz z żoną Miladą i bratem Erazmem znalazł się na Węgrzech.
– 150 tys. Polaków znalazło wówczas schronienie i gościnę w 250 miejscowościach węgierskich – mówi Grzegorz Łubczyk, publicysta i dyplomata, autor wielu książek i filmów na temat Węgier i stosunków polsko-węgierskich, były ambasador Polski w Budapeszcie.
Karol Malczyk, przy współpracy żony, wykonał w czasie wojny wystroje malarskie węgierskich świątyń w Mád, Kiskörös, Kiskunhalas i Kiskunmajsa, po wojnie zaś w kościele polskim w Budapeszcie, gdzie jego brat został w 1947 r. proboszczem. Ksiądz Józefowicz nawiązał kontakt z rodziną artysty w Polsce i Stanach Zjednoczonych, gdzie mieszka syn Karola Malczyka Zdzisław. Zebrał bogatą kolekcję dokumentów, fotografii, grafik. Prowadził również poszukiwania w archiwach węgierskich i odwiedził tam świątynie, gdzie znajdują się malowidła K. Malczyka.
Owocem tej fascynacji jest m.in. wyprodukowany w 2008 r. film dokumentalny Grzegorza Łubczyka „Anioły Karola Malczyka”, którego ks. Józefowicz był współscenarzystą.
Film bardzo sugestywnie odtwarza etapy drogi życiowej i artystycznej K. Malczyka, włącznie z etapem ostatnim. W 1949 r. artyście wraz z rodziną udało się wydostać z Węgier. Mieszkał potem i tworzył w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych. Zmarł w Detroit w 1965 roku.
– Najważniejszym etapem drogi twórczej K. Malczyka był jednak etap węgierski. Malowidła z tego okresu robią rozmachem artystycznym duże wrażenie. Naszej ekipie udało się zaś dotrzeć nie tylko do miejsc, gdzie tworzył artysta, lecz także do osób dobrze go pamiętających – mówi G. Łubczyk.
Przypadek pomógł w jeszcze sugestywniejszym niż zamierzano pokazaniu pracy malarza. – Kiedy ruszyliśmy z ekipą telewizyjną do Budapesztu, by rozpocząć zdjęcia do filmu, planowałem dla ożywienia wprowadzić kilka scen fabularyzowanych. Miałem już nawet na oku odpowiednich aktorów. Gdy weszliśmy do kościoła polskiego, zobaczyliśmy ze zdumieniem, że stoją tam rusztowania, a na nich młody człowiek robiący coś przy malowidłach, obok niego zaś dziewczyna. Okazało się, że to rodzeństwo konserwatorów zabytków – Andrea i Zsolt Hermannowie, którzy akurat zajmowali się renowacją malowideł. Pomyślałem, że K. Malczyk nad nami czuwa, bo przecież dzięki temu od razu mieliśmy gotową scenerię i aktorów, którzy nie musieli grać scen malarskich, gdyż pędzel i farby były ich naturalnym żywiołem – wyjaśnia G. Łubczyk.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...