O marsowym spojrzeniu i heroicznym sercu świętego z Niepokalanowa z reżyserem Michałem Kondratem rozmawia Joanna Jureczko-Wilk.
Joanna Jureczko-Wilk: Czy w filmie o św. Maksymilianie Kolbem zobaczymy jego okulary? To właśnie wtedy, gdy Pan o nich usłyszał, przyszła myśl: to jest materiał na film?
Michał Kondrat: O filmie myślałem już wcześniej, bo o. Maksymilian był dla mnie absolutnie fascynującą postacią – niezwykłym świętym człowiekiem, świetnym organizatorem, wynalazcą pod każdym względem wyprzedzającym swoją epokę. Prosiłem Boga o jakiś znak, że to nie jest tylko moja chęć kręcenia filmu, i go otrzymałem. Nie zamierzam jednak umieszczać wątku o okularach o. Maksymiliana, które zmaterializowały się w rękach osoby opętanej. Został on już poruszony w moich poprzednich filmach: „Jak pokonać szatana” i „Matteo”.
Historia pojawienia się okularów jest przedziwna. Do tej pory uważano, że jedyną relikwią, jaka pozostała po zamęczonym w Auschwitz zakonniku, jest jego broda, którą klasztorny fryzjer zgolił mu przed aresztowaniem.
Tak uważano, ale okazuje się, że relikwii o. Maksymiliana jest więcej. Nam udało się do tej pory uzyskać informację na temat miejsc, gdzie znajdują się jego habit i różaniec, który ofiarował jednemu z osadzonych w obozie koncentracyjnym w Auschwitz. Wierzę, że odwiedzając osoby z nim związane, możemy się natknąć na kolejne relikwie.
Komuś, kto nie widział egzorcyzmów, trudno to sobie wyobrazić: okulary materializują się w rękach osoby opętanej. Może to sztuczka Złego? Czy jakoś zweryfikowano prawdziwość tej relikwii?
Oczywiście, trzeba było takie założenie wziąć pod uwagę i o. Cipriano de Meo, który ma wielkie doświadczenie jako egzorcysta, a także pełni funkcję prezesa Międzynarodowego Stowarzyszenia Egzorcystów, sprawdzał, na ile może to być sztuczka demona, a na ile cud z dopustu Bożego. Najpierw sprawdzano wiek i kształt okularów i kiedy okazało się, że są one zgodne, o. Cipriano postanowił użyć ich podczas jednego z egzorcyzmów. Przyłożył je do osoby dręczonej, przywołując w myślach wstawiennictwo św. Maksymiliana Kolbego. Wówczas demon w przeraźliwy sposób zaczął krzyczeć przez tę osobę: „Zabierz je, one mnie palą, dłużej tego nie wytrzymam”, po czym osoba w spektakularny sposób została uwolniona. Od tej pory o. Cipriano utwierdził się w przekonaniu, że okulary są prawdziwymi relikwiami o. Kolbego i często używa ich podczas egzorcyzmów. Mówił mi, że chciałby przekazać je kiedyś do Niepokalanowa.
Zdjęcia Joanna Jureczko-Wilk /Foto Gość
Michał Kondrat – z wykształcenia ekonomista, z pasji reżyser i polityk. Autor filmów: „Jak pokonać szatana” (który w ub.roku zdobył Grand Prix XXIX Międzynarodowego Festiwalu Filmów Dokumentalnych w Niepokalanowie) oraz „Matteo”. Wychowywał się w rodzinie katolickiej, ale osobiste nawrócenie przeżył w 2002 roku. Przez kilka lat był asystentem egzorcysty. Obecnie jest zastępcą Dyrektora Biura Zarządu w Polskim Radiu SA i prowadzi firmę KONDRAT-MEDIA, zajmującą się produkcją i dystrybucją wartościowych f...
Czy tak, jak w Pana poprzednim filmie – o ojcu Matteo – mało znanym egzorcyście, przy którego grobie dzieją się cuda, tak teraz chce Pan „spopularyzować” świętego, o którym często wiemy tylko tyle, że założył Niepokalanów i oddał życie za współwięźnia?
Rzeczywiście, o. Kolbe kojarzy się nam głównie z heroicznym aktem poświęcenia życia. Tymczasem decyzja o męczeństwie wypływa z całego jego życia, on do niej dorastał, dojrzewał… To dziwne, że bardziej jest doceniany w krajach, w których przebywał, np. w Japonii czy we Włoszech, niż w Polsce. Myślę, że zasługuje na dobry film, dzięki któremu widzowie dowiedzą się o nim więcej.
Co Pana zachwyciło w postaci o. Kolbego? Jaki on będzie w Pana filmie?
Święty Maksymilian to fenomen człowieka, który uczynił wiele dobrego dla Kościoła i świata. Wyróżnienie przez Boga objawiło się już we wczesnym dzieciństwie, kiedy to podczas przyjmowania I Komunii św. zobaczył Maryję z dwoma koronami: białą i czerwoną, symbolizującymi czystość i męczeństwo. Mały Rajmund (Maksymilian to imię zakonne) wyciągnął ręce po obie. Już w szkole średniej wyróżniał się niezwykłymi zdolnościami, np. konstruując telegraf. Niezwykłe jest, że w szczerym polu wybudował Niepokalanów – największy na świecie klasztor. Zainstalował w nim telegraf, co było o tyle niesamowite, że w ówczesnej Polsce oprócz klasztoru dysponowała nim tylko Poczta Polska. Założył wydawnictwo, które drukowało miesięcznik „Rycerz Niepokalanej”. Jego charyzma sprawiła, że 700 chłopaków zdecydowało się zostawić swoje dotychczasowe życie i wstąpić do zakonu!
Dzisiejsi przełożeni klasztorów mogą tylko pozazdrościć tylu powołań.
Kolbe miał niezwykłą charyzmę i poczucie godności człowieka. I takiego chcielibyśmy go pokazać w naszym filmie. Kiedy wyjechał na misje do Japonii, już po miesiącu wydał duży nakład „Rycerza Niepokalanej”, mimo że nie znał tego języka. Poradził sobie, ponieważ znalazł osobę, która tłumaczyła mu na japoński teksty z łaciny, której o. Maksymilian nauczył się biegle w Rzymie. W Nagasaki założył klasztor i Małe Seminarium Duchowne. Budynki budował mozolnie, na trudno dostępnym i zarośniętym zboczu góry Hikosan. Ta pozornie kiepska lokalizacja okazała się opatrznościowa. Kiedy kilkanaście lat później amerykańska bomba atomowa zrzucona na Nagasaki w kilka sekund zniszczyła połowę miasta, osłonięty wzgórzem klasztor franciszkanów ocalał. Wyleciały tylko szyby z okien. Ojciec Kolbe miał w planach jeszcze misje ewangelizacyjne w Indiach, chciał wybudować lotnisko w Niepokalanowie, ale nie zdążył… W Auschwitz w heroiczny sposób zdecydował się oddać życie w zamian za życie ojca rodziny – Franciszka Gajowniczka. Został zamknięty w celi, gdzie wycieńczonego głodem dobito zastrzykiem z fenolu. To tylko niektóre wydarzenia, które pokazują wymiar osoby o. Maksymiliana i które z pewnością znajdą się w filmie w warstwie fabularnej. Będzie też warstwa dokumentalna, w której zamierzam między innymi ukazać siłę modlitwy sprawowanej za wstawiennictwem o. Maksymiliana.
Wiadomo, kto zagra o. Kolbego?
Jesteśmy na etapie poszukiwań aktora, ale nie jest to łatwe. Chciałbym, żeby miał to wyraziste, nieco surowe spojrzenie o. Kolbego.
Na jakim etapie jest realizacja filmu? Gdzie będą kręcone zdjęcia?
Ten film jest dużym przedsięwzięciem także logistycznym i wymaga dogłębnej kwerendy historycznej. W tej ostatniej pomagają nam ojcowie franciszkanie, którzy czuwają nad stroną merytoryczną. Planujemy kręcenie ujęć w pięciu krajach. Na razie zrobiliśmy wywiady z historykami z Oświęcimia i przeprowadziliśmy niezwykłą rozmowę z Kazimierzem Piechowskim, który przebywał w obozie z o. Maksymilianem i jest ostatnią żyjącą osobą będącą świadkiem momentu, kiedy o. Maksymilian zdecydował się oddać życie. Pan Piechowski opowiada o pewnym zdarzeniu z obozu, które bez wątpienia potwierdza świętość Maksymiliana, ale niech to pozostanie tajemnicą do czasu premiery kinowej, którą planuję na jesień 2016 roku.
Czy tak jak podczas kręcenia dokumentu o ojcu Matteo czuł Pan wyraźnie jego opiekę, tak teraz prosi Pan o wstawiennictwo św. Maksymiliana?
Oczywiście, modlę za jego wstawiennictwem i wierzę, że pomaga. Dzieje się wiele niesamowitych rzeczy. Piszą do mnie ludzie, informując o różnych nieznanych dotąd faktach z życia o. Maksymiliana z prośbą, by znalazły się one w filmie. Niektóre z nich są niezwykle interesujące. Zaplecza modlitewnego poza spontanicznymi wstawiennikami nie mamy, dlatego jeśli mogę wykorzystać naszą rozmowę, to proszę Was, czytelnicy „Gościa Niedzielnego”, o wsparcie nas modlitwą, a jeśli ktoś możne, to również finansowo. Budżet potrzebny na realizację filmu to 700 tys. zł. Na razie kręcimy z własnych oszczędności, ale mamy świadomość, że do realizacji tego filmu potrzebna jest pomoc ludzi dobrej woli. W tym celu założyliśmy Fundację Filmową im. św. Maksymiliana Kolbego, w której zarządzie jest Joanna Ficińska i ks. Marek Kotyński. Numer konta i informacje o projekcie można znaleźć na stronie: www.kolbe.org.pl.
Pana filmy pokazują bardzo realnie walkę dobra ze złem, która nie jest bajką i dzieje się na naszych oczach. Uwrażliwiają na zło, pokazują moc i miłosierdzie Boga. Z jaką myślą widzowie wyjdą po obejrzeniu filmu o ojcu Kolbem?
W moich filmach pragnę dawać nadzieję, bo dzięki niej życie ludzkie może się na nowo odradzać. Zły duch robi coś dokładnie odwrotnego, dlatego nazywany jest oskarżycielem. Kiedy otrzymuję e-maile od osób, które piszą, że dzięki moim filmom poszli do spowiedzi albo przebaczyli osobie, która je skrzywdziła, jest to dla mnie największą nagrodą, bo taki był cel realizacji tych produkcji. Mam świadomość odpowiedzialności kręcenia filmu o tak wielkim świętym, jakim jest o. Maksymilian Kolbe, ale też liczę na jego pomoc. Chciałbym, żeby poprzez ten obraz o. Kolbe mógł poruszać ludzkie serca, tak jak czynił to za życia.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...