Skromna premiera filmu „Co słonko widziało” Michała Rosy odbyła się dzień po tragedii na kopalni „Halemba”. W czasie, gdy wzrok i myśli Polaków zwrócone były na Śląsk, w oczekiwaniu wieści o losie uwięzionych pod ziemią górników.
Zastanawiałem się, czy w ogóle decydować się na tę premierę. Poczułem jednak, że tam, właśnie w Warszawie, powinienem pokazać mój film o Śląsku. Im więcej Polska wie o tej ziemi i żyjących tu ludziach, tym lepiej – powiedział reżyser w wywiadzie dla „Gościa Niedzielnego”.
Ofiary rewolucji
Czasem słychać głosy, że za dużo powstaje filmów o Śląsku. Że nie są odkrywcze i Śląsk stanowi w nich tylko scenografię. Tanią, bo nie trzeba budować dekoracji, wystarczy tylko tam pojechać. I rzeczywiście, akcja niektórych równie dobrze mogłaby rozgrywać się gdziekolwiek w Polsce. Jednak to, że Śląsk coraz częściej pojawia się na ekranie, nie wydaje się wyłącznie sprawą przypadku czy jakiejś zmowy. To także kwestia przeczucia czy rosnącej świadomości, że w trakcie zachodzących w Polsce przemian gospodarczych region i znaczna część jego mieszkańców stali się niejako ofiarą tej rewolucji. Dobrze, że zaczynają o tym kręcić filmy również ludzie spoza Śląska.
Film Michała Rosy pod naiwnym, wziętym z wiersza Marii Konopnickiej, tytułem „Co słonko widziało” opowiada o żyjących na granicy wegetacji zwykłych ludziach usiłujących z godnością przeżyć każdy dzień. Mimo że jest im ciężko, nie poddają się losowi. To trzy misternie przeplecione historie bohaterów, którym nie powiodło się w życiu, którzy jednak bez skarg i złorzeczenia próbują wziąć sprawy w swoje ręce. Nie tylko, by przeżyć, ale także spełnić swoje marzenia. Wielkie i małe, a czasem śmieszne, bo w filmie Rosy nie brak humoru.
Kocha, więc kłamie
Józef, górnik bez pracy, bardzo kocha swoją żonę. I dlatego ją oszukuje. A żona oszukuje siebie. Józef kłamie, bo nie może zdobyć się na wyznanie, że już dawno nie pracuje na kopalni. Wychodzi codziennie z domu, szukając okazji uczciwego zarobku, a że w tym wieku trudno znaleźć stałą pracę, zadowala się każdą. A jego marzenie?
W wypadku samochodowym żona doznała poważnych obrażeń, tracąc wszystkie zęby. Józef, który wtedy siedział za kierownicą, pragnie zafundować jej sztuczną szczękę, najlepszą, jaką można zdobyć. A to kosztuje. Pogoń za tym marzeniem prowadzi do tragikomicznych konsekwencji.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...