Brewiarz i partytura

Mawiał: „Nie dziękujcie mnie, tylko Bogu za talent, który od Niego otrzymałem”.

Anioł czy despota?

W Krakowie też poznał Feliks swoją przyszłą żonę Elżbietę. Dużo młodsza od niego, była jego uczennicą i dla niego zrezygnowała z kariery pianistycznej. To ona prowadziła korespondencję męża, przepisywała na czysto kompozycje. Mieli pięcioro dzieci. „Byli bardzo udanym małżeństwem, ale nie miała z nim łatwo. Uważam, że bardzo ciężkie miała życie i właściwie ją podziwiam. Opowiadała, jak w pierwszych dniach po ślubie Feliks przyszedł do domu i poczuł zapach jakichś kropli żołądkowych. Zrobił awanturę, że nie ma szpitala w domu, że on sobie nie życzy, że chorób nie ma, że wszyscy mają być zdrowi! Po prostu był wymagający, surowy. I od tej pory wszystkie choroby były ukrywane. Tak, w pewnym sensie był despotyczny” – opowiada na kartach wspomnianego wywiadu rzeki Nina Nowowiejska, synowa kompozytora.

Jak pogodzić ten obraz ze słowami syna, który w tej samej książce mówi wprost: „On był taki dobry, taki łagodny, i przy tej religijności, pobożności jego tak się nieraz mówiło: »Tata-Anioł«. Bo był jak anioł”. W pewnym stopniu tłumaczyć to można perfekcjonizmem oraz faktem, że Feliks Nowowiejski był naprawdę tytanem pracy. „Tata-Anioł komponował coś w swej głowie zawsze. Nawet wtedy, kiedy nic nie robił w dosłownym znaczeniu tego słowa, snuły się po niej jakieś muzyczne myśli. Lubiłem przysłuchiwać się, jak układał swoje pomysły, przekształcając je w fortepianowe dźwięki. Wówczas nikomu obcemu nie wolno było wchodzić do jego pokoju, który nazywał pracownią lub kancelarią. W drodze wyjątku ja i mój brat Kazimierz mieliśmy możliwość asystować Ojcu przy pracy. Siedzieliśmy wtedy cichutko jak myszy pod miotłą. (…) Ojciec, oprócz obecności mojej i brata, nie lubił mieć innego, przygodnego towarzystwa w komponowaniu. Jednakże bardzo ważna była dla niego obecność bliskich w domu, za ścianą, szczególnie żony, a mojej Matki”.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości