O tym, jak docierać z kulturą do Polaków, mówi Marek Mutor.
Szymon Babuchowski: Wrócił Pan na stanowisko dyrektora Narodowego Centrum Kultury. Czuje się Pan tam jak u siebie w domu?
Marek Mutor: Instytucja przez te lata mocno się zmieniła, jest o wiele większa, z nowymi zadaniami i wyzwaniami. Ale pewien styl pracy jest ciągle niezmienny, więc czuję się tam dobrze, jak w rodzinie.
A co konkretnie się zmieniło?
Przede wszystkim NCK służy dzisiaj jako, nazwijmy to, impresariat państwowy. To znaczy produkuje przedsięwzięcia związane z różnymi obchodami rocznicowymi. Wspiera także wartościowe przedsięwzięcia kulturalne. Ta funkcja na pewno jest bardzo potrzebna, więc będziemy ją utrzymywać. Natomiast ja chciałbym bardzo mocno postawić akcent na organizację obchodów stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości. Na pewno będzie to program państwowy, a więc przekraczający ramy jednej instytucji, ale chcę, by NCK odegrało w tym istotną rolę.
Dlaczego?
Uważam, że jest to wielka okazja do tego, żeby wskazać na wartość wspólną dla bardzo wielu Polaków. Nikt, poza radykałami i wariatami, nie kwestionuje tego, że Polska jako państwo wolne i niepodległe jest wartością. Różnimy się w bardzo różnych kwestiach – stosunkiem do polityki, do Unii Europejskiej, do zagadnień światopoglądowych. Ale wydaje się, że ta wartość, jaką jest Polska jako państwo istniejące samodzielnie, w sposób wolny, może nas połączyć.
W jaki sposób chcecie Państwo uczcić ten jubileusz?
Świętowanie tej rocznicy będzie się przejawiało nie tylko w naszych wydawnictwach i produkcjach kulturalnych. Przede wszystkim chcemy zbudować program wsparcia dla obchodów lokalnych, organizowanych w całej Polsce, a równocześnie zaproponować szerokim rzeszom obywateli włączenie się w różne akcje o charakterze edukacyjnym – tak, żeby każdy mógł wnieść coś od siebie. Będziemy zapraszać do tego, żeby każdy, w miarę możliwości, w tym środowisku, w którym działa, włączył się w te obchody. To jest nasz cel na najbliższe dwa i pół roku.
Jak wygląda Wasza współpraca ze środowiskami lokalnymi?
Właśnie wracam z Chorzowa, gdzie spotkałem się z beneficjentami programu „Dom Kultury +”. Dwieście osób z całej Polski zobowiązało się wciągnąć do współpracy społeczności lokalne – zwłaszcza te osoby, które rzadko albo nigdy nie korzystają z oferty kulturalnej. NCK stworzyło warunki w postaci programu dotacyjnego oraz opieki merytorycznej. Byłem bardzo zbudowany energią, jaka pojawiła się na tym spotkaniu. Przez lata swego istnienia NCK przeszkoliło tysiące osób, udzieliło dotacji tysiącom beneficjentów, realizowało tysiące projektów z różnymi organizacjami i grupami z całej Polski. Chcemy zaprosić tych wszystkich ludzi do współpracy przy organizacji obchodów stulecia odzyskania niepodległości. Nie wszystkich będziemy w stanie wesprzeć finansowo, ale wszystkim możemy powiedzieć: jesteście ważni. To wy kształtujecie polską tożsamość, polską kulturę. Sprawiacie, że ludzie w powiatach, miastach interesują się kulturą i historią. Bardzo chcemy do nich dotrzeć z takim komunikatem. Taka okazja zdarza się raz na sto lat.
Nabrał Pan doświadczenia, szefując Ośrodkowi Pamięć i Przyszłość we Wrocławiu. Zamierza Pan skorzystać z tych doświadczeń w NCK?
To były wspaniałe lata budowania instytucji od podstaw. Finał tego budowania będzie w tym roku – Centrum Historii „Zajezdnia” dokończy już kto inny. Zajmowaliśmy się powojenną historią Wrocławia, prezentując ją w formie multimedialnych wystaw i projektów edukacyjnych. NCK to oczywiście inna instytucja, ale myślę, że pewne doświadczenia organizacyjne mogą się tutaj okazać bardzo cenne.
Czy jesteśmy skazani w kulturze na multimedialność? Nie wystarczy już jednowymiarowy przekaz historyczny, artystyczny, tylko trzeba bombardować wszystkie zmysły, żeby dotrzeć do odbiorcy?
Musimy działać na różnych poziomach. Misją NCK jest m.in. pobudzanie zainteresowania polską kulturą i historią, a przez to – budowanie wspólnoty. Wykorzystanie multimediów jest jedną z form dotarcia do szerokich grup odbiorców. Ale oczywiście projekty kulturalne nie mogą powstawać w oderwaniu od pogłębionej refleksji i poważnych prac badawczych. W NCK mamy dział badań, wkrótce powstanie też dział strategii kultury, który będzie miejscem pogłębionej analizy różnych zjawisk i przekładania ich na konkretne propozycje projektowe. Z drugiej strony mamy całą sferę promocyjną i same projekty. Są one tworzone w atrakcyjnych formach, by docierać do szerokiego odbiorcy.
Jaka jest Wasza rola w czasach miliona ofert, kiedy Facebook codziennie podpowiada atrakcyjne wydarzenia w okolicy? Czy NCK ma mnożyć kolejne imprezy, czy też promować istniejące już wartościowe zjawiska?
Przede wszystkim chciałbym pracować z tymi ludźmi, którzy w całej Polsce zajmują się nie tylko tworzeniem kultury, ale także jej upowszechnianiem. Naszą misją jest raczej stwarzanie warunków niż realizacja konkretnych przedsięwzięć. Oczywiście tych też nie brakuje, bo skoro jesteśmy impresariatem ministra, to współtworzymy różne koncerty czy inne wydarzenia, włączamy się np. w organizację Światowych Dni Młodzieży. Natomiast to, co jest chyba najważniejsze i najbardziej trwałe w naszej działalności, to wspieranie tych osób, które w powiatach, miastach pracują z dziećmi, prowadzą kółka teatralne, akcje edukacyjne, przemieniając swoją okolicę. Zresztą nie tylko Facebook podsuwa atrakcyjne wydarzenia. Zapraszam na nasz portal www.kulturadostępna.pl, na którym, w przeciwieństwie do Facebooka, samemu można wskazać kryteria wyszukiwania wydarzeń kulturalnych.
Jak interpretować słowo „Narodowe” w nazwie kierowanej przez Pana instytucji? Czasami słyszę obawy, że po dojściu PiS do władzy kultura będzie wyłącznie „bogoojczyźniana”. Czy to realna wizja?
Kultura narodowa to Sienkiewicz, Chopin, Mickiewicz, Conrad, ale także np. Gombrowicz. To wielcy ludzie, którzy tworzyli kulturę europejską. Absolutnie nie możemy się tego wstydzić. Oni nie tylko doskonale promują Polskę, ale także konstytuują naszą tożsamość. NCK ma zachęcać ludzi do korzystania z tych dóbr, które mamy. Oczywiście to nie wyklucza zaangażowania w projekty międzynarodowe, także w pewną refleksję nad kulturą światową. Niedługo zainaugurujemy linię wydawniczą, w której znajdą się tłumaczenia fundamentalnych dla światowej kulturologii dzieł, dotychczas niewydawanych w Polsce. Będą wśród nich prace Edwarda L. Bernaysa, Karla Jaspersa czy Raymonda Arona. Jednak naszą główną misją jest wzmacnianie wspólnoty obywatelskiej, pobudzanie zainteresowania polską kulturą. Słowo „narodowe” oznacza przecież także własność narodu. NCK jako instytucja państwowa jest własnością całej naszej wspólnoty obywatelskiej.
Koncentrujecie się głównie na przybliżaniu tradycji, czy też na wspieraniu współczesnych artystów?
Jedno z drugim się nie kłóci. Naszym zadaniem jest raczej tworzenie warunków dla młodych artystów niż wspieranie ich wprost. Wskazałbym tutaj na program ministra kultury „Młoda Polska”, którym zarządzamy. W tym roku udało się wyłonić dziewięćdziesięcioro dwoje stypendystów – to są młodzi artyści, do 35. roku życia, z różnych dziedzin sztuki. Dzięki temu stypendium dostają zastrzyk, pomocny w tej fazie kariery artystycznej, kiedy jest najtrudniej. W ramach tego stypendium finansowane są też np. zakupy instrumentów dla muzyków czy projekty filmowe.
Jak zachować równowagę między tym, co w kulturze już uświęcone, wręcz pomnikowe, a sztuką współczesną, która często polega na burzeniu owych pomników, łamaniu schematów?
Nie kojarzyłbym sztuki współczesnej wyłącznie ze skandalem. Oczywiście zachowanie pewnej równowagi to jest wyzwanie. Naszym zadaniem na pewno jest upowszechnianie kanonu, natomiast jeśli chodzi o to, co dopiero się tworzy, albo może się stworzyć – o sztukę współczesną i o kulturę przyszłości – to stawiamy raczej na edukację odbiorców, tak, żeby wyrobili w sobie własną wrażliwość na piękno.
Udanym przykładem łączenia tradycji z nowoczesnością są wydane przez NCK płyty Michała Jacaszka czy Konrada Kucza. Ale to też przedsięwzięcia elitarne, dla wyrobionych odbiorców. Do kogo zatem Państwo chcecie dotrzeć?
Jesteśmy dużą instytucją, więc możemy sobie pozwolić na projekty adresowane do bardzo różnych grup odbiorców. Są projekty elitarne, ale są też eksperymenty artystyczne, które mogą być traktowane bardziej masowo. Przypomnę, że NCK, jeszcze pod poprzednim kierownictwem, wydało bardzo ciekawą płytę Sokoła, rapera, który interpretuje Różewicza. Ta płyta, zdecydowanie egalitarna, była w tym roku nominowana do Fryderyka, a więc osiągnęła pewną popularność. Staramy się adresować nasze działania zarówno do elit, do grup związanych ze środowiskiem nauki, do twórców, jak i do bardziej masowego odbiorcy. To jest taka gra na kilku fortepianach.
Czyli kultura narodowa może być również popularna?
Oczywiście, że tak. Ja bym kulturę narodową traktował bardzo szeroko. Kultura jest nośnikiem wartości, ale przede wszystkim płaszczyzną łączącą nas wszystkich. I my jesteśmy powołani właśnie do tego, żeby, zachowując odpowiednie proporcje, zachęcać Polaków, żeby korzystali z dóbr kultury, które często mają pod ręką.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.