O wierze, muzyce i miłosierdziu mówi Andrea Bocelli, najpopularniejszy tenor świata.
Obserwowałam Pana w czasie prób przed koncertem. W przerwie poprosił Pan, by go zaprowadzić do relikwii Jana Pawła II, do gabloty z zakrwawioną po zamachu sutanną.
Chciałem się tam pomodlić. To było dla mnie bardzo silne przeżycie
Jest Pan jednym z wielkich śpiewaków także muzyki religijnej. Śpiewał Pan już w Ziemi Świętej i w Watykanie. W Sagrada Familia w Barcelonie – to była pierwsza stacja projektu „Il Grande Mistero”, w który zaangażował się Pan razem z Papieską Radą ds. Rodziny.
Zarówno wykonywanie repertuaru muzyki sakralnej, jak i możliwość słuchania jej jest dla mnie formą modlitwy. To jest potencjał, który daje niezwykłą możliwość pełnej ekspresji, rozkwitu, uniesienia duszy. Tym bardziej kiedy towarzyszy temu refleksja nad tym, co dzieje się na ołtarzu, rękami kapłanów, szafarzy miłosierdzia Bożego. Na koncertach w kościołach bardziej od walorów artystycznych liczy się spójność tego przekazu z tym, co noszę w sobie, z aspektem moralnym, z pragnieniem bycia sobą. Muzyka sakralna poza tym jest dla mnie jak dzieło sztuki, które porusza ludzkie serca bez względu na wiek, przynależność społeczną czy kulturową. I wreszcie trudno nie przytoczyć św. Augustyna: kto śpiewa, ten modli się wielokrotnie. W takich miejscach modlę się śpiewem. I mam nadzieję, że to pobudza do modlitwy również innych.
Nie mogę nie zapytać Pana w Krakowie o Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Modli się Pan nią?
Oczywiście. Noszę w sercu obietnicę, jaką Jezus złożył św. Faustynie, że kto będzie modlił się tą koronką, ten w chwili śmierci otrzyma łaskę i dostąpi miłosierdzia.
Czy ta Jezusowa obietnica wpływa na Pana życie?
Śmierć, czy raczej przejście na drugą stronę życia, jest chyba najtrudniejszym z momentów, który nas czeka. Dostąpić wtedy łaski miłosierdzia – to dla mnie wielkie pocieszenie.
A jak Pan rozumie miłosierdzie Boże?
Powiem krótko: bez niego nie mamy szans w życiu ziemskim i na przyszłe życie.
Doświadcza Pan miłosierdzia?
Każdego dnia. Ono daje mnie, pani, każdemu, nadzieję. Szczególnie, że często ją tracimy w życiu.
Pan też daje nadzieję innym. Powstała Fundacja Andrei Bocellego, przez którą pomaga Pan ludziom. Ale powstał też Dom Aniołów – Casa degli Angeli – na Haiti.
To dzieło, które narodziło się z potrzeby serca. Zbudowaliśmy na Haiti dom dla sierot. Potem zmiotła go woda. Postawiliśmy więc dom od nowa. Potem szpital i szkołę ze stołówką. Z pomocą Bożą jesteśmy silniejsi od tsunami.
Grając na fortepianie, opowiedział Pan pewnego dnia światu historię. Kobieta w ciąży zgłasza się do szpitala z bólem brzucha. Myśli, że to wyrostek. Lekarze po badaniach zalecają aborcję. Bo dziecko okazuje się niepełnosprawne. Ale kobieta je urodzi.
Opowiedziałem tę historię, kiedy mówiło się dużo o kobietach w krajach ubogich, ale i w centrum Europy, które z powodów ekonomicznych czy różnych obaw bały się donosić ciążę. Chciałem, by to dodało im odwagi. Chciałem, by był to mój osobisty apel, który zaniesie nadzieję w świat. Powtarzam go ciągle – mamy, które się wahacie, może jesteście w skomplikowanej sytuacji, przeżywacie dramat, ocalcie życie waszych dzieci!
Ale historia tej kobiety to Pana historia.
Tak, ta kobieta to moja mama.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...