Film Uli Edela - reżysera znanego w Polsce z głośnego „Upadku”, będącego kroniką ostatnich dni życia Hitlera.
"Baader-Meinhof" nakręcony został na podstawie wydanej w 1985 roku książki „Kompleks Baader-Meinhof” Stefana Austa. Aust, były redaktor naczelny magazynu „Der Spiegel”, w swoim czasie przywiózł z Sycylii do Niemiec dwie córki Meinhof, które zgodnie z decyzją terrorystów miały trafić do arabskiego sierocińca. Książka Austa, która w Niemczech stała się bestsellerem, z kronikarską dokładnością rejestrowała wydarzenia związane z bandycką działalnością Frakcji Czerwonej Armii, czyli bandy Baader-Meinhof.
Ho Chi Minh na sztandarze
Edel nie ukrywa, że w latach 60. bywał na wiecach oraz brał udział w demonstracjach. „W tych czasach emocje sięgały zenitu, co starałem się ukazać w pierwszej części filmu. Sam jestem romantykiem i rewolucjonistą, w dodatku niepoprawnym, tak jak wielu młodych wówczas ludzi. Śledziłem początki Frakcji Czerwonej Armii z zapartym tchem, a szok i zawód przyszły dopiero w 1972 roku, gdy wybuchły pierwsze bomby i zaczęli ginąć ludzie”. W szoku znalazły się całe Niemcy. W 1968 roku studencka rewolta rozlała się w całej Zachodniej Europie. Demonstranci domagali się zakończenia wojny w Wietnamie, wzywali do walki z amerykańskim imperializmem i kapitalizmem. W Niemczech płomienni, lewicowi agitatorzy w rodzaju Rudiego Dutschke propagowali „walkę z państwem za wszelką cenę”. Na ich sztandarach widniały nazwiska Mao, Ho Chi Mina i Che Guevary. Z punktu widzenia współczesnego wydarzeniom obywatela państw bloku komunistycznego były to oczywiste idiotyzmy dowodzące kompletnego zaślepienia zachodniej lewicy i jednocześnie skuteczności komunistycznej propagandy. Te hasła trafiły na szczególnie podatny grunt w przypadku twórców Frakcji Czerwonej Armii.
Wywłaszczyć Springera
„Baader-Meinhof” rozpoczyna się scenami zamieszek, do jakich dochodzi w czasie wizyty szacha Iranu w Niemczech w 1967 roku. Wtedy zginął postrzelony przez policjanta student Benno Ohnesorg, co doprowadziło do kolejnych demonstracji. Działania tzw. opozycji pozaparlamentarnej i różnych skupionych wokół niej grup radykalizowały się coraz bardziej. Nieformalnym organem prasowym kontestatorów był „Konkret”, wydawany przez Klausa Röhla, męża Ulriki Meinhof, czołowej felietonistki dwutygodnika.
Magazyn „był mieszaniną seksu i polityki… Łączył gołe panienki z bojową, lewicową propagandą ostro przyprawioną salonową nowoczesnością ze szczyptą marihuany” – napisał Melvin J. Lasky, autor szkicu biograficznego o Meinhof. Po latach okazało się, że magazyn finansowało Stasi.
Sceny zamieszek i politycznych mityngów znakomicie pokazują ówczesną atmosferę politycznego zamętu. Z precyzyjną wiernością film przedstawia też późniejsze krwawe akcje terrorystyczne zorganizowanej już grupy młodych, przesiąkniętych nienawiścią do establishmentu fanatyków.
Oglądamy podpalenie sklepów we Frankfurcie, w proteście przeciwko „ludobójstwu w Wietnamie”, atak na siedzibę wydawnictwa Axela Springera, które dla lewackich ekstremistów było synonimem wszelkiego zła i domagano się jego „wywłaszczenia”, spotkanie Baadera i Ulriki Meinhof, akcję uwolnienia szefa grupy, aż po zabójstwo przemysłowca Hannsa Martina Schleyera, prezydenta Niemieckiego Związku Pracodawców w 1977 roku.
To nie pomnik
Premiera filmu wzbudziła natychmiast kontrowersje. Bettina Röhl, córka Ulriki Meinhof i autorka głośnej książki „Zabawa w komunizm”, oskarżyła twórców filmu o gloryfikację terrorystów, twierdząc, że to pomnik na cześć Baadera i Meinhof. Film z pewnością nie jest takim pomnikiem. Krwawe wyczyny członków bandy mówią same za siebie. Nie ma w nich nic z rewolucyjnego romantyzmu, jaki im sami przypisywali.
To ohydne zbrodnie popełniane przez bandę morderców z upajającym się przemocą przywódcą na czele. Jednak film Udela pozostaje jedynie kroniką wydarzeń. Nie wyjaśnia, a nawet nie stara się wyjaśnić, co powodowało, że przez długie lata kolejne grupy desperatów były w stanie destabilizować sytuację w demokratycznym państwie...
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.