Rozmowa z don Aleksandro Pronzato przeprowadzona przez Małgorzatę Skowrońską w Centrum Formacji Duchowej u ks. Salwatorianów w Krakowie.
- Gdybym musiał o Polakach opowiedzieć komuś, kto nigdy w Polsce nie był i nie zna żadnego Polaka, powiedziałbym, że przede wszystkim jesteście poważni, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Później ukazałbym, że Polacy to naród, który umiał się oprzeć. Włosi mają tendencję, by pokazywać, jak to katolicy są prześladowani. Jeśli nie ma sprzyjającego prawa, robimy z siebie ofiary. Kiedy słyszę coś takiego, zżymam się i mówię: „Wy nie poznaliście sytuacji Polski. Jeżeli chcecie zobaczyć, co to jest wiara, która przetrwała i umocniła się w prześladowaniach, jedźcie do Polski!”
- Ale w porównaniu z Włochami jesteśmy zbyt serio?
- Trzeba przyznać, że tak. Na płaszczyźnie ludzkiej trzeba być poważnym, ale lepiej nie traktować siebie zbyt serio. Polacy mają z tym problem. Także na płaszczyźnie kościelnej trzeba umieć relatywizować zaszczyty i tytuły, ale to już nie jest problem tylko wasz. Zbytnia powaga zabija dystans do siebie i pasję. Istnieje ryzyko, które dotyczy wielu młodych księży, że staną się bardziej urzędnikami, funkcjonariuszami Boga, a nie pasjonatami. W ubiegłym roku kleryk tu w Polsce zapytał mnie, jaki jest sekret wierności. Odpowiedziałem, że sekretem wierności jest pozostanie zakochanym Ksiądz musi mieć pasję. Jeśli nie ma czegoś, co cię pożera, ryzykujesz, że zostaniesz tylko funkcjonariuszem. Te problemy uwidoczniły się już w Niemczech czy w Szwajcarii, gdzie teraz mieszkam. Ksiądz dostaje tam wypłatę na podstawie liczby katolików i zobowiązany jest do przestrzegania ilości godzin pracy w kościele, jak na etacie. Pewnie poza tymi godzinami nikt nie powinien umierać.
- Nie tylko księża mają problem z pasją. Świeccy katolicy też. W Polsce często mówi się o tym, że katolicy coraz rzadziej głęboko przeżywają wiarę. Wystarcza im udział w tradycyjnych obrzędach kościelnych…
- To problem całego Kościoła. W Szwajcarii wzywa się księdza, który ma świadczyć pewne usługi typu religijnego. Ludzie mówią: „Musisz dać mi ślub, ochrzcić mi syna, pogrzebać mojego zmarłego”. Ksiądz nie jest już wychowawcą wiary, ale urzędnikiem. Nawet daje się do zrozumienia: „Ale w czym problem, przecież płacę i wymagam”. Zubożenie duchowe kapłanów jest uzależnione od świeckich, którzy zadowalają się księdzem bardzo ograniczonym. Taką minimalistyczną koncepcją księdza. Zdusiliśmy też w sobie proroctwo. Mam wrażenie, ze niektórzy ludzie Kościoła dążą do skupienia w sobie wszystkich ról. Tymczasem w Kościele pierwotnym było wyraźnie rozróżnienie: ten, kto skupiał władzę, nie był prorokiem, ale zostawiał dla niego miejsce. Była świadomość, że człowiek nie może mieć wszystkich charyzmatów. Dziś brakuje proroctwa, bo brakuje osób, które chciałby być prorokami. Znając cenę, jaką trzeba zapłacić za bycie prorokiem, wolą żyć spokojnie. Jakoś nie umiemy korzystać z naszej wolności i nie mówimy rzeczy, które są niewygodne, nie walczymy z przyzwyczajeniami.
- Mówi ksiądz o tym, że brakuje nam przekory w myśleniu?
- Tak. Chodzi o to, by umieć spojrzeć na świat inaczej i nie bać się tego. Na przykład Hiob tradycyjnie jest przedstawiany jako ktoś, kto wykazuje się nadludzką cierpliwością w obliczu cierpienia. Moim zdaniem to jednak ktoś, kto walczy z Bogiem. On protestuje wobec Boga. Jest kimś, kto odrzuca odpowiedzi teologii tradycyjnej. Na koniec kładzie sobie rękę na usta, ale przedtem ma możliwość wyładowania się przed Bogiem i buntu.
- Ksiądz też się buntuje?
- Staram się. Zawsze byłem krnąbrny. Mój brak dyscypliny ukazywał się przede wszystkim w seminarium. Moi rodzice byli surowi, ale w kwestiach zasadniczych. W seminarium panowała z kolei dyscyplina formalna. Miałem bardzo złe oceny z zachowania, a główny powód był taki, że… gwizdałem na korytarzach. Powinni dać mi nagrodę, bo byłem zadowolony, że jestem w seminarium i w ten sposób wyrażałem swoją radość. Tam jednak przechodziło się nad rzeczami ważnymi, a zatrzymywano na głupstwach. Jeśli nie wyleciałem z seminarium, to tylko dlatego, że już wtedy Włochy dotknął kryzys powołań. Kiedy już jako ksiądz spotykałem się z moim seminaryjnym przełożonym, by podarować mu swoją kolejną książkę, zawsze słyszałem: „Aleś mi nakombinował numerów!”. Buntowałem się też wobec powołania. Trafiłem do seminarium bardzo wcześnie za radą mojego proboszcza. Gdy miałem 18 lat, przeżyłem kryzys. Postanowiłem odejść. Dałem sobie rok czasu na to, by się przekonać, że nie zostaję księdzem dla mamy, dla proboszcza, dla wszystkich, którzy tego oczekują, ale dla siebie. Przez rok zarabiałem ucząc w szkole i zdobywając zawód nauczyciela. Bardzo to lubiłem. Kiedy dostałem dyplom nauczyciela, poczułem się wyzwolony. Wróciłem do seminarium. Straciłem rok nauki teologii, ale zyskałem pogodę ducha i wolność.
Rozmawiała Małgorzata Skowrońska
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.