Alojzy Lysko to człowiek-instytucja. W latach '70 i '80, kiedy na Górnym Śląsku nikomu nawet nie śniło się o edukacji regionalnej, on konsekwentnie przypominał Ślązakom o ich historii, czy folklorze.
Karty wydawanych co roku, książkowych „Kalendarzy Górniczych Kopalni Ziemowit” sukcesywnie zapełniał opowiadaniami i artykułami własnego autorstwa oraz podobnych mu pasjonatów regionalizmu. Teraz do księgarń trafił drugi tom jego tryptyku powieściowego „Duchy wojny”, noszący tytuł „W bunkrach Wału Atlantyckiego”.
Stylizowany, a właściwie pisany gwarą pamiętnik wcielonego do Wehrmachtu Ślązaka, to niezwykłe, literackie przedsięwzięcie. Lysko próbuje zrelacjonować nam w kolejnych odsłonach swej powieści losy i przeżycia własnego ojca, któremu przyszło walczyć w szeregach 167 dywizji piechoty Wehrmachtu, w końcu zaś zginąć od kuli gdzieś na ukraińskim stepie, gdzie ostatecznie spoczęły jego doczesne szczątki.
Autor wyznał, iż jego trylogia pisana jest „więcej łzami niż atramentem”. Emanuje z niej przejmująca tęsknota za utraconym w tragicznych, wojennych okolicznościach rodzicem, a jednocześnie poczucie żalu i krzywdy.
„W polskiej historii dla nich nie ma miejsca. Ja szukam tego miejsca, ale nikt tych chłopców nie chce. Nadal się ich uważa za niemieckich żołnierzy, być może zbrodniarzy wojennych, bo wiadomo – Wehrmacht... Tymczasem minęło już 60 lat i może by trzeba było spojrzeć na nich jako na ofiary wojny. To byli nasi ojcowie i oni zostali w to wszystko wciągnięci siłą. Oni potrzebują pamięci i ja tę pamięć pielęgnuję” – wyznał Lysko w radiowym reportażu dziennikarce Annie Dudzińskiej. Warto dodać, że ów reportaż – nagrodzony Grand Prix Prezesa Polskiego Radia – został dołączony do opublikowanej nakładem wydawnictwa „Śląsk” książki, jako dodatek w formie płyty CD.
W audycji Lysko opowiada o losach Górnoślązaków wcielonych do hitlerowskiej armii z dzisiejszej, współczesnej perspektywy, dopytując co jakiś czas napotkanych mieszkańców jego rodzinnych Bojszów o losy ich przodków. W książce natomiast próbuje zrekonstruować (wskrzesić) nam Bojszowy sprzed siedemdziesięciu lat, co zresztą udaje mu się znakomicie – także, gdy idzie o stronę językową. Obok „Listów z Rzymu” Zbigniewa Kadłubka, „Duchy wojny” to najbardziej interesująca, najtrafniejsza i najlepsza moim zdaniem, próba zapisu „godanyj” na co dzień śląszczyzny.
Ale przecież nie to jest w tym fabularyzowanym dzienniku najistotniejsze. Najważniejsze są perypetie głównego bohatera, który znalazł się „w koszarach pod szczytami Alp” (jak zatytułował Lysko tom I z 2008 roku), następnie trafił do Holandii, po czym rzucony zostanie na front wschodni, gdzie przyjdzie mu dokonać żywota, choć o tym dowiemy się z powstającej dopiero trzeciej i ostatniej części lyskowej trylogii, która ma nosić tytuł „W okopach Frontu Wschodniego”.
Bez wątpienia warto sięgnąć po obydwie, wydane dotąd, części „Duchów wojny” i uzbroić się w cierpliwość w oczekiwaniu na część finałową.
*
Alojzy Lysko - "Duchy wojny: W bunkrach Wału Atlantyckiego"; wydawnictwo: Śląsk; rok wydania: 2009; ilość stron: 268.
***
Tekst z cyklu Mała Biblioteczka Śląska
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...