"Gauguin był zafascynowany żarliwością wiary Bretończyków” - można przeczytać w komentarzach do niektórych obrazów tego francuskiego malarza.
Wkrótce ożenił się z młodą Dunką, która w ciągu 10 lat urodziła mu pięcioro dzieci. W tym czasie poznał impresjonistów. Ich malarstwo zachwyciło go. Zaczął się z nimi spotykać, sam próbując malowania, aż wreszcie zdecydował się porzucić dotychczasową pracę i żyć tylko z malarstwa. Ta decyzja pociągnęła fatalne skutki dla rodziny, której nie był w stanie utrzymać. Zaczęła się tułaczka w poszukiwaniu bardziej dochodowych zajęć, aż wreszcie cała rodzina wylądowała w Danii. Gauguin zostawił tam żonę i dzieci, i wrócił do Francji, gdzie „poszukiwał niezależności”. Znalazł jej trochę - a przynajmniej tak mu się wydawało - w Bretanii. Tam też zamieszkał z Vincentem w domu, który nieszczęsny malarz zamyślił jako przystań dla artystów. Eksperyment się nie udał. Po kłótni, podczas której Vincent w napadzie szału obciął sobie ucho, Gauguin opuścił Bretanię. Jego potrzeba niezależności, zamiast zmaleć, jeszcze się wzmogła. Nie bacząc na pogarszającą się sytuację materialną rodziny, postanowił uciec na „wyspy szczęśliwe”, których upatrywał gdzieś w świecie, byle dalej od miejsca, w którym był.
Miał 43 lata, gdy zdecydował się na Tahiti. Zaraz po przybyciu, z pewnością w ramach „poszukiwania niezależności”, znalazł sobie młodą Titi, z którą zamieszkał w tubylczej wiosce Mataiea. Pięć miesięcy później spotkał Teha’Marę, która została jego modelką (i nie tylko). Bardzo dużo w tym czasie malował, wysyłając co jakiś czas swoje coraz bardziej symboliczne obrazy do Francji. Pieniądze szczęścia nie dają, ale Gauguin na Tahiti nie znalazł ani jednego, ani drugiego. Po dwóch latach, bez grosza, ale za to z przywiezioną z Jamajki kochanką Annah, wraca do Paryża. Dzięki otrzymanemu spadkowi otworzył pracownię, w której zaczęło się toczyć życie artystyczne. Ale przedsięwzięcia artystyczne nie przyniosły mu zysku, więc po dwóch kolejnych latach w 1895 r. zdecydował się wrócić na Tahiti. Osiadł tam na wybrzeżu i zamieszkał z czternastoletnią dziewczyną Pahurą.
Trudności finansowe i postępująca choroba weneryczna doprowadziły go na skraj samobójstwa. Jakoś się jednak pozbierał i namalował kilka ważnych obrazów, a wśród nich arcydzieło: „Skąd przybywamy? Czym jesteśmy? Dokąd idziemy?”. Ten ogromny obraz, przysłany do Paryża, stał się wydarzeniem sezonu. Ale Gauguin, wciąż miotany jakąś wewnętrzną potrzebą, przeniósł się na Markizy. Na wyspie Hiva-Oa zbudował „Dom rozkoszy”, w którym zamieszkał z - oczywiście - nową kobietą. Rozkoszy specjalnie już za wiele nie zaznał, a styl życia, który miał mu ją zapewnić, tylko powiększył rozpacz. Ślady tego wyraźnie widać w jednym z ostatnich obrazów pod tytułem „Nevermore”. Sportretował tam jedną ze swoich kobiet, która, choć nie odmawia mu swojego ciała, to jednak spogląda na malarza podejrzliwie. Gauguin czuje się odrzucony.
„Chciałem ustanowić prawo odważenia się na wszystko” - napisał kiedyś. Najwyraźniej próbował to prawo udowodnić. Nie pomyślał, że „głupie Bretonki” z francuskiej prowincji lepiej niż on wiedziały, jak żyć. Kiedy umierał 8 maja 1903 roku na swoich niezbyt szczęśliwych wyspach, w Paryżu wystawiano kilkadziesiąt jego obrazów. Świat zaczynał doceniać geniusz nieobecnego, ale on wciąż nie znał odpowiedzi na pytanie, które sam sobie zadał: „Skąd przybywamy? Czym jesteśmy? Dokąd idziemy?”.
Obraz „Wizja po kazaniu” powstał w 1888 roku w bretońskim Pont-Aven. Paul Gauguin próbował ofiarować go proboszczowi tamtejszej parafii, ten jednak nie przyjął dzieła. Podobnie postąpił proboszcz sąsiedniej parafii. Gauguin w końcu przekazał obraz Theo van Goghowi, bratu Vincenta, który jednak nie zdołał go sprzedać. Dopiero po trzech latach kupił go za 900 franków pewien miłośnik sztuki. Dzisiaj dzieło jest własnością Gallery of Scotland w Edynburgu. *** Paul Gauguin (1848-1903) bezsprzecznie był malarzem wybitnym. Styl, który wprowadził, nazywa się dzisiaj symbolicznym albo postimpresjonistycznym.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...