Do pewnego czasu świat Haliny Kamińskiej zamykał się w morskich muszlach albo pochłaniało go krwiste oko cyklonu. Prawdziwą wolność znalazła dopiero w pozłacanym tle na lipowej bądź olchowej desce.
– W tych trudnych czasach miałam sen, który moich przyjaciół rozśmieszał, a mnie przerażał – opowiada. – Śnił mi się pogrzeb obrazu, na którym namalowane były rozkładające się zwłoki. Pochówek odbywał się gdzieś przy drodze, pod płotem, czyli tam, gdzie się chowało kiedyś ludzi, którzy na miejsce na cmentarzu nie zasłużyli. W oddali leżały porzucone szturmówki. Odczytałam ów sen jako proroczy.
W 1984 r. malarka – po wielu wewnętrznych burzach, emocjonalnym rozchwianiu – przeżyła duchowe odrodzenie, to znaczy zrozumiała, że w życiu tylko to ma sens, co można odnieść do Boga. Od tego czasu coraz więcej jej prac ma charakter religijny. Szarości w obrazach ustąpiły miejsca różnym odcieniom zieleni i błękitu. To było otwarcie się na Miłość.
Czy malarz popełnia grzech?
Kilka lat temu Halina Kamińska znalazła się na warsztatach pisania ikon. Dzisiaj sama je tworzy. Nie maluje, tylko pisze, choć w rzeczywistości powstaje obraz. Słowo „pisze” podkreśla wyjątkowość dzieła, jego religijny charakter, duchowe przygotowanie artysty do spotkania z Bogiem, którego wizerunek znajdzie się na desce dzięki sprawnej dłoni człowieka. A przecież były takie czasy, kiedy Boga nie wolno było malować, a każdy, kto próbował to zrobić, popełniał najcięższy z grzechów. Jan Damasceński na jednym z soborów podkreślił, że można przedstawiać wizerunek Boga od momentu, kiedy Słowo stało się Ciałem, kiedy na świat przyszedł Chrystus.
Pisanie ikon ma swój ustalony kanon. Ważne są: rodzaj deski (najlepiej lipowa bądź olchowa), dobór kolorów, kolejność nakładania warstw malarskich. Najpierw powstaje tło koloru złotego, bo w pierwszej kolejności Bóg stworzył światło. Dla Haliny Kamińskiej pisanie ikon to wielkie przeżycie. Wie, że uczestniczy w czymś niezwykłym. Modli się, zanim z kawałka deski powstanie ikona. Z powagą podchodzi także do każdego innego obrazu, który przedstawia świętych, i wcale nie musi to być ikona.
W cztery oczy
Coraz więcej obrazów Haliny Kamińskiej można zobaczyć w kościołach. Właśnie kończy malować
św. Piotra, który powędruje do parafii św. Jadwigi w Kutnie. Dołączy do św. Pawła jej autorstwa, wiszącego blisko ołtarza głównego. A w samym ołtarzu – Jezus Miłosierny, również pędzla Kamińskiej.
Obecnie ostatnich szlifów nabiera Matka Boska Częstochowska i kolejny Jezus Miłosierny. Obrazy trafią do kaplicy Domu Kapłana Seniora w Sochaczewie.
– Cieszę się, że mogłam je tworzyć akurat w Roku Kapłańskim. Jezusowi namalowałam oczy dobre, ale nieco zmęczone, takie po przebytej męce. W końcu będą się w nie wpatrywały zmęczone oczy duszpasterzy – wyjaśnia artystka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.