Można sobie darować wyprawę do kina, by obejrzeć filmową adaptację powieści José Saramago „Miasto ślepców”. Jedyną zaletą filmu są znakomite zdjęcia. Ale to za mało.
José Saramago jest pierwszym portugalskim noblistą. Znany z komunizujących przekonań pisarz członkiem Komunistycznej Partii Portugalii został jeszcze w 1969 roku, kiedy była ona zakazana. W 1991 r. wywołał skandal, publikując bluźnierczą powieść „Ewangelia według Jezusa Chrystusa”. Został nawet skreślony z listy kandydatów do Europejskiej Nagrody Literackiej. Na znak protestu wyjechał na kanaryjską wyspę Lanzarote. Nagrodę Nobla otrzymał w 1998 roku.
Porażeni ślepotą
Podobnie jak książka film rozpoczyna się, kiedy nagle, w godzinach szczytu ulicznego ruchu, ślepnie kierowca prowadzący samochód. Ale to dopiero początek, bo tajemnicza epidemia dopada też innych mieszkańców wielkiego, nienazwanego w filmie miasta. Władze postanawiają zamknąć porażonych ślepotą obywateli, dorosłych i dzieci, w odizolowanym, strzeżonym przez wojsko ośrodku czy raczej obozie, w który wkrótce się zamieni. Dostarczają im żywność, ale na tym kończy się ich zainteresowanie chorymi. Żołnierze mają rozkaz zabić każdego usiłującego opuścić ośrodek pacjenta. Wśród ślepych znalazła się osoba, która nie straciła wzroku, tylko udaje niewidomą. To żona lekarza okulisty. Nie chciała opuścić męża, mając nadzieję, że będzie mogła mu pomóc w niedoli. Żaden z uwięzionych w obozie pacjentów nie ma pojęcia, że kobieta nie jest jedną z nich. Cała historia została przedstawiona właśnie z jej punktu widzenia.
Głośna jeszcze przed premierą filmowa adaptacja przegrywa w porównaniu z literackim oryginałem. Trudno się zgodzić z pesymistycznym przesłaniem książki Saramago, lecz nie można odmówić pisarzowi stawiania trafnych diagnoz dotyczących relacji międzyludzkich w dzisiejszym świecie. Saramago pokazuje, jak, jego zdaniem, zachowują się ludzie postawieni w sytuacji ekstremalnej. Czytelnikowi powieści nasuwają się skojarzenia zarówno z „Dżumą” Alberta Camusa, jak i z „Władcą much” Williama Goldinga. Ale najbardziej z „Innym światem” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego.
Seks, gwałt, przemoc
W filmie Meirellesa wszystko wydaje się wtórne. Autor po prostu nie znalazł klucza do sfilmowania powieści. W ekranizacji z powieści zostały tylko wyrwane często z kontekstu fragmenty. Reżyser powiela schematy funkcjonujące już od dawna w filmach opisujących reakcje ludzi znajdujących się w sytuacji śmiertelnego zagrożenia – i to w filmach nie najwyższego lotu. Są one kompletnie niezrozumiałe dla kogoś, kto nie czytał powieści. Jednocześnie Meirelles nagromadził w filmie trudną do zniesienia dawkę brutalności, gwałtu i niezwykle wyrazistej przemocy.
W tym zalewie banału właściwie tylko wątek reakcji władz na rozprzestrzeniającą się ekspresowo epidemię ślepoty został przedstawiony z nerwem. Lekarstwem na zagrożenie okazują się niezliczone konferencje i zjazdy pod egidą międzynarodowej organizacji. Tam kwitnie pustosłowie. Politycy obradują, dopóki ślepota nie dopadnie ich samych. Na sali obrad.
***
Reż. Fernando Meirelles, wyk.: Julianne Moore, Mark Ruffalo, Gael Garcia Bernal, Danny Gloger, Japonia/Brazylia/Kanada 2008
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...