Siedzimy w teatrze, oglądając uwięzioną w domu panią Aung San Suu Kyi, birmańską opozycjonistkę i laureatkę Pokojowej Nagrody Nobla. I wiemy, że to nie fikcja, ale rzeczywistość, wobec której jesteśmy bezradni.
W 1991 została laureatką Pokojowej Nagrody Nobla oraz Nagrody im. Andrzeja Sacharowa, przyznawanej przez Parlament Europejski bojownikom o prawa człowieka. Dziś wiele środowisk i organizacji domaga się uwolnienia birmańskiej bohaterki. Aby zwrócić uwagę młodzieży europejskiej na los Aung San Suu Kyi, MTV przyznała jej nagrodę Free Your Mind połączoną z kampanią medialną promującą wysyłanie listów i e-maili do ambasady Myanmaru. Do internetowego apelu o uwolnienie pani Suu Kyi na stronie utworzonej z okazji jej 64 urodzin dopisali się ostatnio premier Wielkiej Brytanii Gordon Brown, aktor George Clooney i Bono – lider grupy U2.
Z taśmą na ustach
Monodram Richarda Shannona „Pani z Birmy” to ascetyczna opowieść o prawdziwym życiu w wymyślonym przez birmańską juntę świecie terroru i braku wartości. To „Pani z Birmy” swoim życiem zaświadcza, że jednak te wartości żyją. Choć ona sama żyje, jakby jej nie było – zamknięta w czterech ścianach swego domu. Spektakl rozgrywa się na trzech płaszczyznach – eksponowanych oszczędnie, tak żeby widz mógł poskładać z nich własną wiedzę na temat tamtej rzeczywistości. Pierwsza zaczyna się od wyników googlowania hasła „Aung San Suu Kyi”, wyświetlanego na ścianach małej sali teatru jak na ekranie komputera. Kolejno oglądamy zdjęcia i filmy dokumentalne przedstawiające opozycjonistkę – szczupłą, czarnooką, urokliwą kobietę – na przestrzeni jej całego życia. Druga płaszczyzna to emitowana z taśmy przez cały spektakl rozmowa, którą dziennikarz Paweł Smoleński (długi czas przebywał w Birmie i zna jej realia) przeprowadza z „Piękną Panią”. I wreszcie plan czysto teatralny, czyli to, co mówi nam o bohaterce kreująca ją Grażyna Barszczewska, która prawie nie odzywając się, wciela się w postać pani Aung San Suu Kyi. Jej głos słychać tylko z taśmy, jakby przefiltrowany przez rozmowę z dziennikarzem, pełen spokoju i dystansu do własnych przeżyć.
Barszczewska nie stara się upodobnić fizycznie do swojej bohaterki, jest sobą, opowiadającą własnym ciałem o tamtej kobiecie. Najpierw symbolicznie zalepia sobie usta, potem oczy, a w końcu pęta dłonie w rękawicę kuchenną. Tak jakby sama narzucała sobie ograniczenia. Mały metraż domu otoczonego birmańską przyrodą stara się zamienić w cały świat. Podejmuje wyzwanie, z czasem starając się zagospodarować każdy moment dnia, wspomagając się buddyjskim przesłaniem o sensie smakowania każdej chwili. A więc stara się ją smakować w wybranej przez siebie niewoli. Nie wiadomo, jaki smak ma przygotowana przez nią zupa, którą na koniec wlewa do czarek. Obok nie ma nikogo, para unosi się nad garnkiem jak duchy nieobecnych bliskich. Przecież to także dla nich kroi przez cały spektakl warzywa do zupy. Przecież to także dla nich nie jest z nimi, żeby kiedyś mogli przyjechać do wolnej Birmy.
Spektakl „Pani z Birmy” w Teatrze Polonia w Warszawie powstał w koprodukcji z Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku. Zostanie pokazany w gdańskim Teatrze Wybrzeże 11 listopada, w ramach trzeciej edycji festiwalu All About Freedom Culture.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...