Coraz więcej Niemców posyła dzieci do szkół prywatnych. Od publicznych odstrasza ich niski poziom nauczania — rezultat polityki wyrównywania szans imigrantów, które, niestety, okazało się równaniem w dół.
W połowie stycznia 2009 roku prawie 70 dyrektorów berlińskich szkół podpisało się pod apelem wzywającym lokalne władze do udzielenia pomocy w celu „przeciwdziałania odpływu uczniów do szkół prywatnych”. Dyrektorzy za winowajcę obecnego stanu rzeczy uznają brak dostatecznych środków finansowych, które pozwoliłyby im na prawidłowe zarządzanie placówkami i zwiększenie ich atrakcyjności.
W apelu nie ma natomiast ani jednej wzmianki o wadliwym programie nauczania, bazującym nie na rzeczywistych potrzebach uczniów, ale na idei „równania szans”. Tymczasem powstanie dysproporcji etniczno-narodowych w szkołach publicznych, które sukcesywnie zamieniają się w szkoły dla obcokrajowców (zwłaszcza uboższych), można przypisać właśnie polityce integracyjnej państwa. Bo jak skutecznie edukować młodzież w klasach, w których połowa uczniów nie potrafi poprawnie porozumieć się w języku wykładowym?
W Niemczech co roku wydaje się olbrzymie sumy na rzecz integracji, a słowo „integracja” stanowi wartość samą w sobie. Trudno więc teraz nagle odejść od wypracowanych przez lata sloganów. Przyznanie przed społeczeństwem, że integracja nie jest kwestią ustalaną odgórnym dekretem, ale procesem długofalowym, byłoby dla urzędników trudniących się „integrowaniem” końcem ich działalności.
Język Kanaka
Pouczające, zwłaszcza w Berlinie, bywają podróże komunikacją miejską. Warto przysłuchać się rozmowom niemieckiej młodzieży. Język, którym ona się posługuje, to niemiecko-turecki slang, określany mianem Kanake-Sprache (język Kanaka). Słowo Kanake, będące jeszcze w latach 70. pogardliwym określeniem tureckich i arabskich gastarbeiterów, funkcjonuje dziś w Niemczech jako znak rozpoznawczy subkultury, skupiającej słabo wyedukowaną młodzież turecką i niemiecką.
Kanake-Sprache to językowy łamaniec o ubogiej składni i marginalnym wkładzie gramatyki. Jest on żywym dowodem fiaska niemieckiego systemu nauczania i idei integracji. Turek, który nie jest w stanie poprawnie porozumieć się w swym języku ojczystym, i Niemiec kaleczący niemiecki to ofiary utopijnego systemu kształcenia.
Dla rodziców chcących ustrzec swe dzieci przed zjawiskami typu Kanake-Sprache szkoła prywatna jest rozsądnym wyjściem. Wybierają ją nie tylko Niemcy, ale także ambitniejsi imigranci. Jak się bowiem okazuje, nie tylko niemieckie dzieci cierpią wskutek źle opracowanych programów szkolnych i ignorancji nauczycieli. W Niemczech powstają ostatnio szkoły prywatne dla tureckich dzieci. Językiem wykładowym jest nadal niemiecki, ale na przerwach uczniowie mają prawo rozmawiać po turecku.
Zdaniem nauczycieli i rodziców, zasadność istnienia takich szkół tłumaczy lekceważenie, z jakim ich dzieci często spotykały się w zwykłych szkołach. Przed kilkoma miesiącami dziennik „Die Welt” opublikował ciekawy artykuł na ten temat. Jedna z bohaterek tekstu, turecka uczennica gimnazjum Damla Ydiz, zdecydowała się na przeniesienie do prywatnej szkoły ze względu na częste szykany ze strony niemieckich nauczycieli. Dziewczynka skarżyła się m.in. na nauczyciela, który wystawiając jej czwórkę, skomentował: „Wiesz, czasem i ślepej kurze trafi się ziarno”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.