Pomysł nie tylko protestancki. – Zwolennikom edukacji domowej w Polsce nie chodzi o udowodnienie, że szkoła jest zła. Wychodzą raczej z założenia, że konstytucja nie powinna nadawać, tylko strzec wolności w edukacji.
Dom dla geniuszy?
By przekonać przeciwników nauczania domowego, jego zwolennicy sypią nazwiskami, które raczej z nieudacznikami życiowymi kojarzyć się absolutnie nie mogą: Tomasz Edison, Henry Ford, czy też współcześnie Bill Gates albo Ted Turner. – Jeśli weźmiemy pod uwagę klasę, to ile czasu nauczycielka jest w stanie poświęcić poszczególnym dzieciom w czasie jednej lekcji? – pyta retorycznie Anna Piotrowska z Gdyni, która razem z mężem uczy dzieci w domu. Zdaniem Piotrowskich nie ma też mowy o izolacjonizmie. Ich dzieci mają dobry kontakt z rówieśnikami, ponadto uczęszczają na wiele zajęć organizowanych przez szkoły czy przez dom kultury w Gdyni. – Co ważne, to nasze dzieci (Konrad – 9 lat i Annika – 6 lat) mają też bardzo dobry kontakt z dziećmi starszymi i młodszymi – podkreśla Piotrowska.
Lekcje w ciągu dnia zajmują około 3–4 godzin i zaczynają się zaraz po śniadaniu. Program obowiązujący to oczywiście podręczniki szkolne, chociaż rodzice-nauczyciele nie ograniczają się jedynie do nich. Internet, wycieczki, gry edukacyjne czy pewne programy telewizyjne stanowią ważną część nauczania. Dziecko musi bowiem zdawać w szkole okresowe egzaminy i udowodnić, że obowiązujący materiał został przyswojony. Żeby rodzice mogli rozpocząć nauczanie w domu, konieczny jest kontakt z dyrektorem szkoły, który będzie nadzorował proces nauczania. Chociaż nie każdy jest temu przychylny, a czasem zdarza się wręcz wrogie nastawienie, to w czasach, kiedy wybór szkoły jest dobrowolny, rodzice wiedzą, kto wyrazi zgodę na coś takiego.
– Mimo wszystko każdy się uczy, dyrektor też, dlatego coraz więcej jest sympatyków tej formy nauczania – zaznacza Anna. Z drugiej strony nauczyciele, sami wychowani w szkołach państwowych, nie wyobrażają sobie, że inaczej może oznaczać równie dobrze, wobec czego starają się odwieść rodziców od pomysłu. – Jak wy możecie zrobić to lepiej niż my?! – pytają czasami nauczycielki, respektując jednak prawo do nauczania w Polsce przez rodziców – mówi Nancy, Amerykanka, mieszkająca od wielu lat na Pomorzu, żona i matka pięciorga dzieci. Chociaż nauczanie jest ułatwione, kiedy jedna strona, zwykle żona, nie pracuje zawodowo poza domem, to jednak jest ono możliwe również wtedy, kiedy pracują oboje z rodziców. I pewnie rzecz najważniejsza: dzieci doskonale sobie radzą z pisaniem, liczeniem i odpowiadaniem na pytania egzaminujących ich później w szkołach nauczycieli. – Nie inaczej było podczas wojny, kiedy uczono się na tajnych kompletach – podkreśla pastor Bartosik.