Made in Jutrzenka

Dom Dziecka w Bardzie - jest taki świat, który można zrozumieć tylko dzięki doświadczeniu, bo wiedza teoretyczna z konieczności upraszcza.

Zapomniałam twarzy matki
Urocza młoda kobieta, coraz bardziej świadoma swoich walorów – Gabrysia. Ma 16 lat. Od 9. roku życia przebywa w bardzkim domu dziecka. Swojego ojca nie zna. Porzucił matkę i córkę. Jej matka oddała ją do placówki, gdy dziewczynka uległa wypadkowi. Kobieta nie była w stanie zająć się chorym dzieckiem. - Nie miałyśmy potem kontaktu – wspomina. – Dlatego tutaj jest mój dom. Tutaj nauczyłam się życia – podkreśla. Początki w nowym środowisku nigdy nie są łatwe. – Pierwszy okres to czas buntu, szczególnie przeciwko zasadom placówki. U matki nie było żadnych obowiązków, nie było zasad i kryteriów. Wszystko było puszczone na żywioł, bo nikt się mną nie zajmował – wyznaje. – Tutaj nauczyłam się samodzielności, zaradności, samoopanowania, dyscypliny wewnętrznej – wylicza.

Był czas, kiedy w Bardzie pracowało więcej sióstr zakonnych. – Pamiętam to. Przede wszystkim dlatego, że wtedy więcej mówiliśmy o Panu Bogu i był większy nacisk na wychowanie religijne – wspomina nastolatka. Dzisiaj żadna marianka nie zajmuje się bezpośrednio dziećmi. Jedna jest dyrektorką, druga księgową, trzecia intendentką, czwarta szefową kuchni. Pytam o dom. – Mam tylko ten – odpowiada. – Twarzy matki już nie pamiętam. Nie tęsknię za tamtym życiem, bo wiem, że na pewno nie miałabym tam lepiej. Rodzina? No cóż, tutaj mam raczej koleżanki i przyjaciółki. Rodzinę założę sama – kończy. – Przyjdzie na to czas.

Bez dobrych wspomnień
Gdy zobaczył mój aparat fotograficzny, oczy zaczęły mu błyszczeć zaciekawieniem. Przez kilkadziesiąt minut rozmawialiśmy o robieniu zdjęć. Romek ma zacięcie fotoreporterskie, dlatego Nikon D300 z obiektywem 70-200 mm stał się dla mnie przepustką do jego wspomnień. Jest w domu dziecka już 9 lat. Swojego rodzinnego domu nie chce pamiętać.

– Nie ma do czego wracać – wyjaśnia. – Tam nikt się o mnie nie troszczył, nikt się ze mną nie liczył. Nie mam żadnych dobrych wspomnień z dzieciństwa – deklaruje. Nie chce idealizować placówki. Mówi wprost o trudnym okresie przystosowania się do jej standardów. – Byłem bardzo roztrzepany, wszędzie mnie było pełno, agresywny i emocjonalnie nieprzewidywalny dałem popalić wychowawcom – przyznaje. – Potem jednak przyszedł czas używania rozumu. Docierało do mnie coraz bardziej, że ten dom jest moją jedyną szansą na normalność.

Romek nie czuje się poza murami placówki człowiekiem drugiej kategorii. Dla jego znajomych adres zamieszkania nie ma żadnego znaczenia. Z tymi, dla których byłby ważny, nie warto się zadawać. Sens życia? – Zdobyć wykształcenie, założyć rodzinę, której dam poczucie bezpieczeństwa – dzieli się ambicjami. Dobry ojciec? – To facet, który zna swoje dziecko i swój dom. Umie racjonalnie gospodarować finansami, zna swoją pozycję w społeczeństwie, stawia wymagania, które stymulują rozwój dzieci – wylicza. Miłość? – Jasne że tak, bez niej ani rusz. Ojcowska uczy dziecko, czym jest dobro, a czym zło, i jak wybierać to pierwsze – definiuje. Czułość? Zaskoczenie. Szesnastolatek milknie. Po chwili poddaje się. Jeszcze nie wie. Na szczęście ma jeszcze sporo czasu, by nauczyć się okazywania miłości. Przez czułość, której sam nigdy nie doświadczył.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości