Dom Dziecka w Bardzie - jest taki świat, który można zrozumieć tylko dzięki doświadczeniu, bo wiedza teoretyczna z konieczności upraszcza.
Jej uśmiech ma w sobie tyle uroku, że potrafi rozbroić każde serce. I te oczy. Pewnie dlatego Ewa ma taki dobry kontakt z chłopcami, z którymi poprzednia wychowawczyni kompletnie nie potrafiła dojść do porozumienia. Jest jeszcze jedno. Najważniejsze. Ta 26-letnia kobieta, żona i matka dwójki dzieci, od 12. roku życia była wychowanką placówki, w której pracuje. – To rzeczywiście dwa światy – wyznaje, odnosząc się do niecodziennego faktu powrotu do domu dziecka, ale w zgoła innym charakterze. – To, kim dzisiaj jestem, zawdzięczam temu domowi. Jestem sygnowana: Made in Jutrzenka – dodaje humorystycznie, odnosząc się do nazwy bardzkiego domu dziecka.
– Tutaj moje człowieczeństwo stało się dla kogoś na tyle ważne, by oddać mu czas, pieniądze, talenty i serce – zauważa. – Wracam tu i zastanawiam się, jak bardzo moje życie zależy od mojej historii. Wynik? Jestem matką, która chciałaby rozpieścić swoje dzieci, ale wtedy doświadczenie placówki podpowiada umiarkowanie i powściągliwość, szczególnie w wymiarze materialnym. Jestem wychowawczynią, która za bardzo chce być koleżanką, bo tego mi tutaj brakowało. Znam jednak ograniczenia ról, jakie pełnimy, dlatego muszę nad tym zapanować – mówi.
Dwa światy– Dzisiaj wiem, nauczyło mnie tego najpierw życie, a potem studia, że młodym ruszającym w dorosłość z domu dziecka nie jest łatwo. Szczególnie mężczyznom. Bo matkami zostajemy bardzo naturalnie, jesteśmy tak stworzone, by życie dawać i o nie się troszczyć. Jednak ojcem trzeba się stawać. O to trzeba walczyć. Wzorzec własnego, dobrego ojca bardzo mocno w tym pomaga. Brak wzorca obciążą pustką i dezorientacją – ocenia.
Dostać skrzydłaTe historie dedykuję wszystkim, którzy przeczytali ząbkowickie artykuły o bardzkim domu dziecka. Proszę także Czytelników, by podzielili się nimi z tymi, którzy po nasz tygodnik nie sięgają. Nie możemy być bierni wobec niesprawiedliwości, jaką uczyniono nie tylko mariankom, ale także dzieciom z „Jutrzenki”. Na koniec raz jeszcze Ewa: – Ten dom uratował mi życie. Tutaj dostałam skrzydła akceptacji, troski i serdeczności, by móc samodzielnie wzbijać się ku swoim marzeniom o zwykłym życiu żony i matki.
Artykuły z poszczególnych działów serwisu KULTURA:
FilmLiteraturaMuzykaSztukaZjawiska kulturowe i społeczneSylwetkiRodzina i społeczeństwo
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
» | »»