Trudno przecenić rolę, jaką w kształtowaniu świadomości widza odgrywają telewizyjne seriale o tematyce historycznej.
Seriale historyczne już dawno nie są ubogimi krewnymi produkcji przeznaczonych dla kin. Wprost przeciwnie. Ich budżety można porównywać z budżetami kinowych superprodukcji historycznych, a oglądalność jest wielokrotnie większa. Po emisji telewizyjnej coraz szybciej trafiają do internetowych wypożyczalni, które cieszą się ogromną popularnością. Również u nas nie brakuje wypożyczalni online, zarówno polskich, jak i będących własnością wielkich światowych potentatów, takich jak Netflix, HBO GO czy Showmax.
Zakłamywanie historii
Seriale nie tylko dostarczają rozrywki i mocnych wrażeń. Ich siła oddziaływania jest tak wielka, że stają się znakomitym narzędziem promocji poglądów i zachowań. Stają się również nośnikiem, a czasem po prostu tubą propagandową określonej ideologii. Szczególnie jeżeli jest to proces długofalowy, kiedy widz przyzwyczaja się do serialowych postaci i wątków. Dla wielu widzów stają się źródłem wiedzy o świecie, problemach społecznych czy szeroko pojętych relacjach międzyludzkich. No i oczywiście historii.
Wszyscy wiemy, jakie miejsce zajmuje w szkołach nauka historii, nie dziwi więc fakt, że prawdziwym źródłem wiedzy historycznej stały się seriale. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby ta wiedza byłaby przekazywana w sposób zrównoważony, oparty przynajmniej w części na prawdzie historycznej. Nie chodzi o to, by dokładnie opisywać wydarzenia historyczne, bo nie są to przecież filmy popularnonaukowe, chociaż zdarzają się również historyczne dokumenty mające z historią tyle wspólnego, co produkcje z gatunku fantasy. Chodzi o seriale fabularne osadzone w historycznych realiach, które nie powinny jednak zakłamywać historii, prezentując perypetie fikcyjnych czy autentycznych postaci w fałszywym kontekście. Tymczasem najczęściej przenoszą współczesne – zgodne z polityczną poprawnością i funkcjonujące w powszechnym obiegu – stereotypy w przeszłość, często bardzo odległą. Dotyczy to przede wszystkim tematów związanych z rolą Kościoła czy szerzej – chrześcijaństwa, w historii. Przedstawiają je, z nielicznymi wyjątkami, w kontekście negatywnym.
W ostatnich latach wielkim zainteresowaniem twórców tych seriali czy miniseriali cieszyło się średniowiecze. Ich oglądalność sprawiła, że po pierwszym sezonie powstawały kolejne. Mieliśmy brytyjskie: „Rodzina Tudorów”, „Upadek królestwa” czy irlandzko-kanadyjskie: „Rodzina Borgiów” i „Wikingowie”. Należy też wspomnieć o serialach francuskich, takich jak „Królowie przeklęci” czy „Komandoria”. Swój wkład w „przybliżeniu” widzom tej epoki mają również Hiszpanie, którzy nakręcili m.in. „Katedrę w Barcelonie” czy „Zarazę”, której akcja rozgrywa się już później.
Jakie wątki wyjęte z historii chrześcijaństwa cieszą się największym wzięciem? Inkwizycja, dyskryminacja kobiet, wyprawy krzyżowe, postać grzesznego papieża, czy procesy o czary. Przykładów na jednostronny, fałszywy sposób przedstawiania roli chrześcijaństwa i religii w serialach jest wiele, zatrzymajmy się jednak na tych najpopularniejszych.
Atrakcyjny Odyn
Z pewnością do takich seriali należą „Wikingowie”. Wkrótce na ekrany trafi kolejny, piąty już ich sezon. Pierwszoplanowym bohaterem serialu jest Ragnar Lothbrok, który stanął na czele niszczycielskich wypraw wikingów na północne wybrzeża Anglii. Krwawe ataki budziły przerażenie chrześcijańskich mieszkańców tych terenów. Rabunkom, zabijaniu i gwałtom nie było końca. Film pełen jest scen brutalnej przemocy przedstawionej wyraziście na ekranie, chociaż to akurat w realizowanych obecnie serialach nie jest czymś niezwykłym. Oczywiście można powiedzieć, że to przecież tylko rozrywka. Jednak wraz z rozwojem akcji pojawia się niepokój, bo twórcy serialu zdają się wymuszać na widzu, i to skutecznie, by identyfikował się z tymi, którzy mordują i niszczą. Wikingowie są co prawda gwałtowni, ale jednocześnie szlachetni, autentyczni, no i pełni radości życia. W przeciwieństwie do usposobionych bardziej pokojowo chrześcijan, będących tchórzliwymi hipokrytami. Kościół owładnięty żądzą bogactwa wypełnia klasztory skarbami, jego stosunek do seksu i celibatu jest bezsensowny, chrześcijańskie armie są beznadziejne, a ich królowie tchórzliwi. Nie przestrzegają złożonych przysiąg, łamią zawarte z wikingami traktaty, bo przecież ci są poganami, chociaż ze źródeł historycznych wynika, że było odwrotnie. Kiedy młody mnich Athelstan zostaje porwany i wywieziony do Skandynawii, odchodzi od wiary, uznając wikińskich bogów. Dlaczego? Ich bóstwa pozwalają swoim wyznawcom żyć zgodnie z naturą, a restrykcyjna religia chrześcijan nie. Życie wikingów wydaje się nieustającą zabawą.
Podobny stosunek do chrześcijaństwa i religii prezentuje brytyjski serial „Upadek królestwa”. Chrześcijanie, których religia pozbawiła radości, prowadzą smętne i nudne życie. Biskupi są skorumpowani. Alfred Wielki, który skutecznie walczył z wikingami i przez wieki był dla Anglików symbolem męskości, w „Upadku królestwa” jest religijnym nudziarzem. Jego żona to z kolei ograniczona umysłowo religijna fanatyczka i hipokrytka, która bez wahania wymordowałaby wszystkich pogan, zamiast ich nawracać. Już sama jej fizjonomia znakomicie oddaje charakter kobiety. Chrześcijaństwo szerzone jest przez obłudników mających na celu władzę i własny zysk. Twórcy obu seriali wiele uwagi poświęcają kobietom. Wikińskie kobiety są wyzwolone i cieszą się swobodą, w przeciwieństwie do chrześcijanek traktowanych przez Kościół i mężczyzn, z nielicznymi wyjątkami, z pogardą. Chrześcijańskie małżeństwo dla kobiet staje się pasmem tragedii i nieszczęść. Kobiety wikińskie żyją pełnią życia. Wiele z nich walczy u boku mężczyzn, często okazują się nawet lepszymi wojownikami. Takim ideałem zdaje się być Lagertha, która rozczarowana mężczyznami ostatecznie znajduje szczęście w ramionach kobiety. Można założyć, że w tej postaci, jak w lustrze, odbijają się marzenia współczesnych radykalnych feministek. Podobnych przykładów można przytoczyć więcej. Po obejrzeniu obu seriali nie mamy wątpliwości, że w swej wymowie są głęboko antychrześcijańskie, promując propogańskie widzenie średniowiecza.
Stosy na każdej ulicy
Sporą popularność zyskały ostatnio miniseriale hiszpańskie, „Katedra w Barcelonie” i „Zaraza” według powieści lldefonsa Falconesa. Bohaterem pierwszego, rozgrywającego się w XIV-wiecznej Katalonii i jego stolicy Barcelonie, jest Arnau Estanyol, syn chłopa, który uciekł z posiadłości swego okrutnego pana. Arnau, pokonując wiele przeciwności, osiąga ostatecznie zaszczyty i sławę. Mateo, bohater „Zarazy”, rozgrywającej się pod koniec XVI w. w Sewilli, to heretyk skazany na śmierć. Udało mu się zbiec, a teraz po latach, by spełnić obietnicę daną swojemu zmarłemu przyjacielowi i zaopiekować się jego synem, mimo grożącego mu niebezpieczeństwa wraca do miasta. Zostaje aresztowany, ale inkwizycja składa mu propozycję nie do odrzucenia.
Oba seriale epatują przemocą. Już w pierwszym odcinku „Katedry w Barcelonie” jesteśmy świadkami gwałtu dokonanego w czasie wesela na żonie wieśniaka przez szlachcica egzekwującego tzw. prawo pierwszej nocy. Później jest tylko gorzej, zgodnie z utartymi, krążącymi do dzisiaj stereotypami. Hiszpańskie seriale, podobnie jak „Wikingowie”, piętnują złowrogą rolę Kościoła w dziejach ludzkości, więc nic tu nowego, chociaż czasem zdarzy się jakiś dobry ksiądz. Znaczącą rolę w akcji odgrywa inkwizycja. Nawet w brytyjskim serialu „Spisek prochowy”, w miarę obiektywnie przedstawiającym sytuację katolików w protestanckiej Anglii, znalazła się scena, w której jeden z bohaterów w czasie wizyty w Hiszpanii widzi płonące stosy na każdej ulicy. Inkwizycja hiszpańska to chyba najbardziej zdemonizowana instytucja w historii Kościoła. Nic dziwnego więc, że w filmach pełnych antykatolickich uprzedzeń zajmuje ona czołowe miejsce. Nie zamierzam bronić instytucji, za którą Kościół przepraszał. Z dzisiejszego punktu widzenia działania podejmowane przeciw heretykom wydają się nie do obrony. Nie można jednak odrzucać historycznego kontekstu, w jakim rozgrywały się wydarzenia, należy też zachować odpowiednie proporcje w ich ocenie. Brytyjski historyk Henry Kamen, autor monografii „Inkwizycja hiszpańska”, którego trudno zaliczyć do apologetów tej instytucji, twierdzi, że do 1530 r. z wyroku inkwizycji w całej Hiszpanii zostało straconych ok. 2000 osób. Z kolei hiszpański historyk Ricardo García Cárcel ocenia, że w latach 1480–1820 na podstawie około 125–150 tys. procesów stracono 3,5 proc. oskarżonych, czyli 4375–5250 osób.
Wspomniane wyżej seriale to tylko część filmowej fali, która zalewa małe ekrany, przedstawiając w krzywym zwierciadle rolę chrześcijaństwa i Kościoła katolickiego na przestrzeni dziejów. Te atrakcyjnie zrealizowane, a jednocześnie zideologizowane w swym przekazie produkcje utrwalają w umysłach widzów mity, które mało mają wspólnego z faktami. Można tylko żałować, że media katolickie zbyt mało uwagi poświęcają tym zaczerpniętym z historii tematom, by przedstawiać je we właściwym kontekście. Rzetelnie, nie ukrywając również tego, co zasługuje na krytykę. •
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli bardzo ciekawy, filmowy powrót do lat ’80. Z legendą o świętym Wojciechu w tle. JUŻ W KINACH
Biblioteki są zalane żądaniami usuwania książek: w 2022 r. chciano usunąć aż 2500 tytułów.
W sanktuarium na Świętym Krzyżu odbył się koncert pasyjny "W Nim nadzieja".
„Wiersze wszystkie” pozwalają uważnie prześledzić zawiłą poetycką drogę noblistki.