Idzie nowe w polskim kinie. Powstało w ubiegłym roku kilka filmów, w których młodzi twórcy odnoszą do PRL-u w zupełnie nowy, inny niż poprzednie pokolenia sposób.
Dotąd do okresu Polski Ludowej należało mieć jakiś stosunek. Najlepiej zły. Było to nawet poniekąd naturalne. Większość twórców dużą część swojej kariery właśnie w socjalizmie przeżyła. Młodzi go jednak pamiętają słabiej, a przynajmniej jego polityczną aurę.
Borys Lankosz w „Rewersie” używa więc okresu stalinowskiego tylko jako tła, ramy czasowej. Układa w niej swoją śmieszno – straszną historię o rodzinnej miłości, pomocy i solidarności. Wojciech Smarzowski z okresu stanu wojennego zrobił sytuację egzystencjalną. Bohaterowie muszą się w niej dookreślić, dokonać ważnych wyborów. Same postacie w ‘Domu złym” są jednak ponadczasowe. Jacek Borcuch w filmie „Wszystko, co kocham” wspomina początek lat 80. w Gdańsku. Czas swojej młodości.
W tle napisów początkowych widzimy obrazy z tamtego czasu. Strajki, manifestacje, pojawia się pieczątka cenzury, emblemat „Solidarności”. Wszystko to jednak zamazane, niewyraźne. W pamięci się to zatarło, nie utrwaliło. Inne rzeczy dla bohaterów były ważne.
Oglądamy może trochę dziwną ale - jak w wywiadach zapewnia reżyser - prawdziwą rodzinę. Ojciec jest wojskowym, do armii wstąpił – jak dowiadujemy się z jednego z dialogów – jeszcze przed wydarzeniami grudnia 1970 roku. Członek PZPR. Matka należy do „Solidarności”. Syn – tylko jeden, z dwóch, wyraźnie pokazany – kocha się w córce opozycjonisty, gra w punkowej kapeli. Te dwie rzeczy to dla niego cały świat. Nie ma w nim miejsca na politykę. Ta sama próbuje się do niego "wedrzeć".
Po ogłoszeniu stanu wojennego po ojca Basi przychodzi milicja. Zostaje on aresztowany. Stawia to ich związek pod znakiem zapytania. Rodzina dziewczyny widzi w ojcu chłopaka reprezentanta znienawidzonego ustroju. W młodym człowieku rodzi to zrozumiały bunt. Sytuacja w domu i tak jest już napięta. Jedna dorośli ludzie potrafią dojść do porozumienia.
W całej tej historii ważniejsze jest to co scala, spaja, rodzinę, związek głównego bohatera. Ważnym elementem jest śmierć babci. Jej ostatnie słowa – wspomnienie podobieństwa obu mężczyzn, ojca i syna – zbliża ich.
Ojciec jest zresztą inny niż mogłoby się wydawać. Pomaga zespołowi syna. Wstawia się za chłopcami by mogli zagrać w szkole koncert. Przecież w ich muzyce chodzi o to, o co we wszystkich lekturach – o marzenia o lepszym świecie. Taki jest jego argument.
Ważną rzeczą są też pierwsze doświadczenia zmysłowe. Nawet jeśli przynoszą kłopoty (kobieta jest żoną wysokiego oficera Wojska Polskiego), to przecież zapisują się równie silnie jak dyskusje o powołaniu buntu zawartego w muzyce.
Życie tych młodych ludzie jest pełne emocji, energii. Nie ma w nim miejsca na politykę. Nawet na tę największą choćby i zmieniającą losy całego kraju, kontynentu.
Film Borcucha jest opowieścią o młodości. To czas na pasję, bunt, miłość. To są rzeczy w tym okresie ważne. Reżyser w swoim obrazie nie wypowiada się o PRL-u politycznie. Nie ma jednak z tego powodu kompleksu. Nie ma też kompleksu, że żył w komunizmie, bo były to dla niego wspaniałe lata, inne rzeczy były ważne. I bardzo dobrze.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.