"Kierunek - wschód! Tam musi być jakaś cywilizacja" - kultowy dziś bon mot z komedii science fiction "Seksmisja" w reż. Juliusza Machulskiego oburzył przed laty partyjnych towarzyszy z PZPR. Właśnie mija 35 lat od jego premiery. Film z miejsca zdobył serca widzów w trudnym czasie połowy lat 80.
Premiera odbyła się 14 maja 1984 r. w nieistniejącym już warszawskim kinie Skarpa. Reżyser swój debiut fabularny zaliczył ledwie trzy lata wcześniej, mającym znakomite recenzje "Vabankiem" (1981 r.), przez co w wieku 26 lat okrzyknięto go objawieniem polskiego kina. "Seksmisja" również podbiła serca widzów, przyciągając do kin ponad 11-milionową widownię, co do tej pory jest jednym z najlepszych wyników w historii polskiego kina, stając się tym samym filmem kultowym. Produkcja pochłonęła 70 mln zł i kosztowała kilka razy więcej niż wspomniany wyżej filmowy debiut reżysera. Scenariusz napisał sam Machulski, autorem muzyki zaś był Henryk Kuźniak - podobnie jak w "Vabanku". Plenery kręcono m.in. w kopalni soli w Wieliczce, w Łebie oraz w łódzkiej Rudzie Pabianickiej. Za zdjęcia odpowiadał Jerzy Łukaszewicz, scenografię Jerzy Sosnowski, zaś za kostiumy Małgorzata Braszka.
W obsadzie znaleźli się m.in. Jerzy Stuhr (Maks Paradys), Olgierd Łukaszewicz (Albert Starski), Bożena Stryjkówna (Lamia Reno), Bogusława Pawelec (Emma Dax), Hanna Stankówna (Tekla), Beata Tyszkiewicz (Berna), Ryszarda Hanin (dr Jadwiga Yanda), Wiesław Michnikowski (Jej Ekscelencja), Janusz Michałowski (profesor Wiktor Kuppelweiser).
Jerzy Stuhr w rozmowie z PAP wspomina: "Dla mnie ta rola była zabawą. Ja się bawiłem i potem bawiła się publiczność. Moim zadaniem było stworzyć postać bliską widzom w Polsce". Z kolei Olgierd Łukaszewicz pytany przez PAP o swój udział w filmie zdradził: "Kiedy Machulski zaproponował mi ten naprawdę dowcipny scenariusz, byłem zachwycony. Rola Alberta była dla mnie pastiszem samego siebie, harcerskie zapędy i młodzieżowy idealizm" - dodał aktor.
Reżyser w jednym z wywiadów stwierdził, że "Seksmisja" od samego początku miała być filmem komediowym w konwencji science fiction, opartym na dialogach i komizmie sytuacyjnym. Przyznał, że kultowy dziś tekst o wschodzie i cywilizacji zrodził się dopiero na planie filmowym, dodając jednocześnie, że robiąc film nie myślał o nim jako satyrze na systemy totalitarne.
Słowa te niejako potwierdza w rozmowie z PAP Jerzy Stuhr: "To jest lekka komedia. Najbardziej odkrywcze jest w niej to, ze to komedia science fiction, a ten gatunek rzadko sięgał do nurtów komediowych. Gdyby "Seksmisja" była w zamierzeniu satyrą na totalitaryzmy, to film ten nie wszedłby na ekrany w tamtych czasach". Aktor dodaje: "Dla mnie to była komedia absurdu". Stuhrowi wtóruje Łukaszewicz: "To jest film, który miał dodać otuchy, by wszyscy mogli się pośmiać, pożartować w trudnym czasie". Jednocześnie jednak zapytany, czy "Seksmisję" można odbierać jako satyrę na totalitaryzm stwierdza, że "z pewnością jest to taka satyra. Taki typowy słowiański, trochę przaśny żart. W całym demoludzie poznano się na nim i natychmiast rozpoznawano, że to jest kpina z totalitaryzmu" - zaznaczył.
Nie inaczej odebrali to zarówno widzowie, jak i ówczesna władza, która po premierze filmu kazała wyciąć z istniejących już kopii kwestię o wschodnim kierunku i cywilizacji. W ZSRR film został skrócony aż o 40 minut i puszczony pod zmienionym tytułem "Nowe amazonki". Mimo to również i tam okazał się sukcesem, gromadząc niemal 40-milionową widownię. Paradoksalnie najgorzej odebrano "Seksmisję" w Stanach Zjednoczonych, gdzie środowiska feministyczne zarzuciły mu antykobiecą wymowę i żądały zakazania wyświetlania.
Pomimo sukcesu frekwencyjnego, również i w polskiej prasie można było znaleźć dość umiarkowane recenzje. Na łamach miesięcznika "Kino" Maciej Zalewski recenzował: "+Vabank+ zrobił z Machulskiego ulubieńca wszystkich. Chwalono bez umiaru i bez wyjątku. Były powody. (...) Z +Seksmisji+ wychodziłem z nieczystym sumieniem". Dodając później, że "(...) utrwala stereotyp seksu przez dziurkę od klucza. W ten sposób sukces przychodzi łatwo i trudno z nim poważnie dyskutować. Ale tak naprawdę znaczenie +Seksmisji+, filmu porażki i sukcesu, leży oczywiście gdzie indziej. Kino nas znowu zabawia i głaszcze. (...) +Seksmisja+ Machulskiego idzie po najmniejszej linii oporu. Za to jej nie lubię. Pewno się spodoba". Jednak już Małgorzata Dipont w "Życiu Warszawy" napisała: "Zdumiewające, że w kinematografii pozbawionej tradycji nurtu rozrywkowego uchował się ktoś taki jak Juliusz Machulski. (...) +Seksmisja+ jest doskonałą kpiną z ruchów feministycznych, jakie były, są i będą. (...) Film błyszczy urodą kobiet jednak gwiazdą jest Jerzy Stuhr".
Dzieło Juliusza Machulskiego na przestrzeni lat zdobyło szereg nagród, m.in. w 1984 r. Srebrne Lwy Gdańskie, Syrenkę Warszawską, Złoty Talar, także przyznaną przez "Film" Złotą Kaczkę za najlepszy polski film 1984 r.. Złotą Kaczką nagrodzono go również w 2008 r. jako polską komedię stulecia.
Dziś film wciąż jest popularny. Wiele bon motów nadal funkcjonuje prześmiewczo w przestrzeni publicznej, jak choćby - "Kopernik była kobietą", "Ciemność, widzę ciemność", "Kobieta mnie bije!", czy też slogany typu - "Liga rządzi, liga radzi, liga nigdy was nie zdradzi", nie do końca straciły na aktualności.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...