Kult voodoo bywa często bezzasadnie określany jako „religia synkretyczna", tak jakby szczególnym wyjątkiem, a nie regułą historii powszechnej był fakt, że poszczególne religie powstawały jako konglomeraty złożone z elementów innych duchowych nurtów.
Mniej subtelni okazywali się królowie Dahomeju, kiedy chodziło o obronę i poszerzenie ich władczych ambicji. Wojny z sąsiednimi ludami, głównie z plemieniem Joruba, były na porządku dziennym. Aby poszerzyć swoją sferę władzy, warstwa rządząca Dahomeju próbowała nawet z początkiem XVIII wieku ustanowić własny wariant kultu wodunów na całym podległym sobie obszarze jako coś w rodzaju religii państwowej. Jakkolwiek ta świątynna czystka i podniesienie duchów dahomejskich do rangi bogów całego regionu wywołały gwałtowny wewnętrzny bunt, krok ten miał oddziałać korzystnie na rozwój kultu voodoo w haitańskiej kulturze niewolniczej. Gdyby bowiem panteon i najważniejsze ceremonie afrykańskich kultów wodunów nie zostały były w XVIII wieku w znacznej mierze ujednolicone, to wywiezionym na Haiti jako niewolnicy kapłanom i książętom nie przyszłoby łatwo utworzyć z resztek ich ojczystych kultur system religijny będący do zaakceptowania dla wszystkich niewolników.
Kiedy Kolumb odkrył Hispaniolę
Szukając drogi morskiej do Indii, którego to przedsięwzięcia skutki dla historii powszechnej są znane, Kolumb odkrył w 1492 roku między innymi rozległą wyspę, którą nazwał Hispaniolą, ponieważ jej pejzaże przypominały mu krajobraz hiszpańskiej ojczyzny. Przez miejscowe plemiona Taino i Aranak nazywana ona była wyspą Haiti, co znaczy mniej więcej: „wyspa pełna gór". Jak jednak wiadomo, na tubylców odkrywca nie zwykł był zwracać specjalnej uwagi, za co w tym wypadku przyszło niektórym jego ludziom zapłacić życiem.
AUTOR / CC 3.0 Targowisko fetyszy voodoo w Togo Ponieważ jeden ze statków utknął przed Hispaniolą ma mieliźnie, Kolumb kazał zbudować blisko brzegu fort, w którym jego załoga miała czekać na powrót reszty floty. Kiedy po roku wyprawa ponownie podpłynęła do wyspy, w miejscu fortu znalazła już tylko kilka nadpalonych belek; załoga znikła. Nie tracąc czasu na dłuższe poszukiwania, odkrywca zanotował, że jego ludzie zostali niezawodnie zamordowani przez Indian, po czym kazał rozwinąć żagle i triumfalnie odpłynął do ojczyzny.
Dla pierwotnych tubylczych mieszkańców odkrycie ich wyspy miało katastrofalne skutki. Nie dając się odstraszyć relacjami o zburzeniu fortu i wybiciu jego załogi, pierwsi hiszpańscy osadnicy przybyli śladami Kolumba na Hispaniolę już na początku XVI wieku. Zamiast oszańcować się blisko wybrzeża, w poszukiwaniu złóż złota penetrowali systematycznie wyspę i założyli w wielu miejscach dobrze ufortyfikowane osiedla.
Odkrycie kilku kopalń o znacznej wydajności wywołało prawdziwą gorączkę złota; do brzegów Hispanioli zaczęły przybywać tysiące żądnych przygód Europejczyków. W ciągu następnych stu lat dziesiątki tysięcy tubylczych mieszkańców zmuszano do pracy w kopalniach, którą wykonywali oni w straszliwych warunkach. Jak się jednak okazało, przywykli do absolutnej wolności krajowcy z plemion Taino i Aranak nie nadawali się do niewolniczej pracy. Ani za pomocą bicza, ani przez głodzenie czy spektakularne rozstrzeliwanie stawiających opór nie dawało się zmusić ich do takiej wydajności, która by choć w części zaspokajała żądzę zysku ich białych panów. Podobnie jak Majowie, których mniej więcej w tym samym czasie poddawano eksterminacji w Ameryce Środkowej, „Indianie" Hispanioli nieustannie buntowali się przeciwko tym, którzy niszczyli ich podstawę życia i kulturę. Biali tłumili jednak krwawo każdą rewoltę; reszty dokonywały przywleczone epidemie - już z końcem XVII wieku z ponad miliona tubylców pozostało przy życiu nie więcej jak sześćdziesiąt tysięcy.
Ponieważ jednak nadal przypuszczano, że na wyspie znajdują się znaczne złoża złota, a ponadto spodziewano się bajecznych zysków z uprawy trzciny cukrowej, powstało pilne zapotrzebowanie na bardziej przydatną siłę roboczą. Poszukiwanie robotników, którzy ani przez upór, ani przez choroby czy zgoła przez bunty nie sprawialiby kłopotu białym panom, dało wkrótce pożądany skutek: gęsto zaludnione afrykańskie „wybrzeże niewolników" dosłownie pęczniało od „czarnych wołów roboczych", którzy nawet nie stawiali oporu przeciwko wywiezieniu za morze.
Podział łupu
Hispaniola, początkowo nawiedzana tylko przez hiszpańskich osadników i awanturników, stała się w pierw szej połowie XVII wieku również celem francuskich poszukiwaczy szczęścia. W 1628 roku na małej wyspie Tortue na północ od Haiti wylądował francuski statek piracki. Z tego gniazda morskich rozbójników przedsiębrano następnie szereg łupieskich wypraw przeciwko hiszpańskim statkom pływającym na wodach Karaibów. Stopniowo Hiszpanie zostali na tyle wyparci, że pierwsi Francuzi mogli stanąć mocną stopą także w zachodniej części znacznie większej wyspy Hispaniola. Po piratach przyszli pionierzy, którzy założyli pierwsze plantacje kakao i bawełny.
Chociaż Karol V już w 1517 roku zezwolił swym hiszpańskim poddanym sprowadzić na Hispaniolę piętnaście tysięcy czarnych niewolników, kolonia hiszpańska na wyspie wzrastała znacznie wolniej niż osiedla francuskie. W 1664 roku założona została Compagnie des Indes, której deklarowanym celem było sprzedawanie na masową skalę przeznaczonych na Haiti czarnych niewolników. Kiedy przyszłość gospodarcza wyspy zdawała się w ten sposób zapewniona, król-słońce Ludwik XIV mianował w rok potem francuskiego gubernatora. Po kilku konfliktach zbrojnych Hiszpania odstąpiła w końcu w 1697 roku Francuzom jedną trzecią, zachodnią część Hispanioli. Obszar ten, odpowiadający dzisiejszej republice Haiti, został pod nazwą Santo Domingo oficjalną kolonią francuską.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.