Tydzień temu na antenie telewizji Polsat zadebiutował serial „Szpilki na Giewoncie”. Dziś przed nami odcinek drugi. Tylko, czy warto go oglądać?
Moda na góralszczyznę ma się w kraju nad Wisłą świetnie mniej-więcej od czasów Młodej Polski. Nie dziwi więc fakt, iż współczesne media starają się ową koniunkturę na góralskie klimaty maksymalnie wykorzystać. Poza powtarzanym w telewizji na okrągło serialem „Janosik” mieliśmy już m. in. falę muzyki folkowej z Brathankami, Golcami i Zakopowerem na czele oraz prawdziwy zalew reklam, bazujących na gwarowych zwrotach i najbardziej rozpowszechnionych stereotypach.
Jak zauważył doktor Kazimierz Sikora w tekście „Harnaś pod budką z piwem”: „góral jest dobry na wszystko, jako że z równym powodzeniem zajmował się reklamowaniem margaryny (Mos Kame, cosik dostanies), mleka (takiego że hej!), sosów, medykamentów (Cosik mie w krzizach łomie), farb emulsyjnych (Maryś, ino roz!), kołder i bielizny pościelowej, nawet samochodów i akumulatorów (To jo se zapole!)”. Teraz przyszedł czas na współczesny serial komediowo-obyczajowy.
Po obejrzeniu pierwszego odcinka „Szpilek na Giewoncie” miałem mieszane uczucia. Z jednej strony sam pomysł na fabułę i kilka postaci jest tu świetnych - gorzej z realizacją. Ale po kolei…
Główna bohaterka serialu zmuszona jest przenieść się z centrali warszawskiej agencji reklamowej do oddziału w Zakopanem. Nie wiem, w jaki sposób przebiegała realizacja zdjęć, ale mam wrażenie, że twórcy, nie mogąc się już doczekać wyjazdu do „Zakopca”, na szybko i byle jak nakręcili warszawskie sekwencje, by jak najszybciej móc znaleźć się na Podhalu. Przykro to pisać, ale w „Szpilkach…”, w amatorski sposób, wpleciono w akcję najgorsze retrospekcje jakie w życiu oglądałem na ekranie.
Sceny w górach wizualnie są natomiast prześliczne. Momentami nawet… aż za bardzo. Widząc bijące po oczach nasyconymi kolorami kadry od razu domyślamy się, że były one kręcone z myślą o zwiastunach, które Polsat emitował bez opamiętania od połowy wakacji. Jest też „perełka” z pociągiem: przesadnie wyeksponowane i podkolorowane logo pewnego znanego przewoźnika kolejowego, to kwintesencja kiepskiego product placement, z którego polskie telewizje niestety słyną nie od dziś i jak widać, nadal kontynuują tę niechlubną tradycję.
Wpadki i scenariuszowe płycizny zauważyła także dziennikarka "Metra", Dorota Szymborska. W tekście wymownie zatytułowanym "Precz z Giewontu" stwierdziła nawet: "takiego kitu dawno nie widziałam"! Nie mam zamiaru bronić najnowszej polsatowskiej produkcji, ale trzeba przyznać, iż poza minusami (gagi o wbijaniu w pośladki pilnika do paznokci pomińmy milczeniem) serial ma też i kilka plusów. A precyzyjniej: kilka postaci, które – miejmy nadzieję – w kolejnych odcinkach będą błyszczeć tak samo, jak w pierwszym epizodzie. Szczególnie udana jest rola Małgorzaty Pieczyńskiej.
Obsadzana dotąd jako posągowa piękność lub cyniczna bizneswoman, w „Szpilkach na Giewoncie” wciela się w postać naiwnej, poczciwej, a przy tym przezabawnej wiejskiej baby, której życiowym powołaniem zdaje się być dokarmianie wszystkich kwaśnicą i „łoscypeckami”. Także grająca pyskatą buntowniczkę Joanna Kulig oraz pozujący na rozmemłanego szefa-lenia Piotr Zelt spowodowali, że - mimo wszystko - zasiądę dziś chyba jednak o 22:00 przed telewizorem. Dla nich warto!
A przy okazji: wszystkim Państwu polecam publikację pt. „Mity i rzeczywistość zbójnictwa na pograniczu polsko-słowackim w historii, literaturze i kulturze”. To właśnie z niej pochodzi cytowany wyżej tekst „Harnaś pod budką z piwem” i nie jest on jedynym godnym uwagi artykułem tam zawartym. Historia zbójnictwa, losy i skarby Ondraszka, czy wreszcie „Motyw zbójnika Janosika w polskim filmie i telewizji” – wszystko to znajdą Państwo w wydanej przez Podhalańską Państwową Wyższą Szkołę Zawodową w Nowym Targu książce, którą zupełnie darmowo i legalnie można w PDF-ie przeczytać lub ściągną sobie ze strony uczelni. Wystarczy kliknąć tutaj
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...