Zwykle pod koniec roku dziennikarze dzwonią do mnie z prośbą o krótki komentarz na temat „śląskiego sylwestra”. Niestety, najczęściej po takiej rozmowie są zawiedzeni, bo przecież właściwie nie ma typowo śląskich tradycji związanych z zabawą sylwestrową, czy, precyzyjnie mówiąc, z zabawą na przełomie 31 grudnia starego roku i 1 stycznia nowego roku.
Dawne Ślązoki skupiały się głównie na świętach kościelnych. Tak więc ostatnie zabawy robiono dawniej na św. Marcina, czyli 11 listopada, i wówczas rozpoczynał się dłuższy niż zwykle Adwent, a potem, od Bożego Narodzenia, zaczynał się karnawał. Nie było więc powodów kościelnych czy postnych, by z zabawami czekać od 25 do 31 grudnia. Zresztą ludzie dawniej żyli według kalendarza świąt liturgicznych, a nie według jakiejś kartki papieru z wypisanymi dniami, tygodniami i miesiącami.
Ogólnie rzecz biorąc, karnawał trwał od Bożego Narodzenia do wtorku przed Środą Popielcową. Był to czas zabawy, ale co to znaczyło? Wtedy można było pójść sobie na muzykę do karczmy – bo tak nazywano wówczas dzisiejsze zabawy taneczne. W karnawale również urządzano wesela, które przecież były jedną wielką zabawą taneczną i ucztowaniem. W tym karnawale jednak można wyróżnić dwa okresy szczególnie intensywnej zabawy. Był to początek karnawału, zwany też czasem kolędowania, oraz koniec karnawału, zwany mięsopustem. Przyjrzyjmy się jednak bliżej początkowi karnawału.
W śląskiej tradycji Wigilia i święta Bożego Narodzenia były świętowaniem religijnym i rodzinnym. Religijnym – bo świętowało się narodzenie Ponboczka. Ideałem było wtedy pójść cztery razy do kościoła: na Pastyrka, na Mszo w pierwszym i drugim dniu świąt oraz na niyszpór kolyndowy w drugi dzień świąt.
Archiwum GN Kolędnicy chodzący z Herodem w Mysłowicach-Kosztowach. Zdjęcie ze stycznia 2007 roku Świętowanie rodzinne rozumiane jest na Śląsku raczej jako świętowanie kameralne, wśród domowników, a rzadziej jako wielkie zjazdy wszystkich, dalekich i bliskich krewnych i powinowatych. Natomiast na odwiedzanie rodziny poza domem, przykładowo rodziny syna czy córki, mających już swoje rodziny i osobne domy, był przeznaczony czas od nieszporów drugiego święta do Trzech Króli. Wówczas chodziło się na wysiady, na odwiedziny z kolyndowaniym.
Tradycyjnie też śląski czas od drugiego święta Bożego Narodzenia do Trzech Króli był okresem chodzenia księdza po kolędzie oraz chodzenia kolędników-przebierańców. Takich kolędników na Śląsku nazywano najczęściej pastuszkami albo herodami. Niestety, nie ma kompleksowych badań tego śląskiego zjawiska, ale można chyba zaryzykować twierdzenie, że pastuszki to były tylko grupy śpiewające kolędy, a herody to krótkie przedstawienia o okrutnym Herodzie, co chciał zabić Ponboczka, ale go za to diobli wziyni.
Takie herody, przeszkolone przez Tomasza Wronę, miałem okazję podziwiać przed rokiem w Mysłowicach-Kosztowach. Grupa składała się z króla Heroda, Żyda, wojoka, śmiertki, diobła, anioła…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...