Czyżby dziś znów poetycko?
Poetycko było tu już przed tygodniem - z uwagi na jesień, Wszystkich Świętych, przemijanie i smogowe szarugi, które towarzyszą nam w tych dniach. #Bytom, że tak powiem, prawda…
Ale nie samym smogiem przecież Bytom i człek w Bytomiu żyje. Bo jest i wspomniana już poezja. Na studiach – makabra. Analiza tekstu poetyckiego ledwo, ledwo zaliczona. Ale dla przyjemności i z ciekawości wiersze poczytać lubię. Żona zresztą też. I tak się jakoś ostatnio złożyło, że podczas wspólnej wizyty w bytomskim antykwariacie, każde z nas upolowało jakiś tomik dla siebie.
- Co tam masz? – wymieniamy się zdobyczami i momentalnie wybuchamy śmiechem. U mnie richtig ślonsko „Szychta” Doroty Szatters – u Żony „Pegazem na Kresy” Franciszka Habra. Jak widać każde z nas obstaje przy swoim. Pielęgnuje własne korzenie. Może taki właśnie jest ten Bytom?
Choć najciekawsze są te momenty, inicjatywy, sytuacje, kiedy, to co śląskie, i to co kresowe (w szczególności lwowskie), jakoś tam się przenika. Albo w ogóle okazuje się, że to jedno i to samo. Tak było np. niedługo po wojnie, 30 czerwca 1946 roku, gdy w słynnym, sfałszowanym, referendum ludowym, pytano o sprawy Senatu, Konstytucji i nowych granic Polskich. Niby większość obywateli zagłosowała 3 x tak, ale w niemieckim przecież przed wojną Bytomiu, i Kresowiacy, i Górnoślązacy, byli raczej na nie. A niektórzy nawet na nein! Zwłaszcza gdy chodziło o kwestię granic.
Negatywne nastawienie do trzeciego pytania o granice jest zdradą państwa i narodu polskiego. Winę za wyniki głosowania ponoszą zarówno autochtoni, jak i repatrianci. Pierwsi dali wyraz niezadowoleniu w poczuciu krzywdy, jaka ich spotkała, gdy zostali pozbawieni mieszkań lub oszabrowani, drudzy łudzą się powrotem do Lwowa, na Kresy Wschodnie, choćby za cenę ustępstw terytorialnych na zachodzie…
To fragment z kapitalnej, wydanej niedawno książki Agaty Listoś-Kostrzewy „Ballada o śpiącym lwie”. Bytomskim lwie, wylegującym się na tutejszym Rynku – dodajmy dla niewtajemniczonych.
Jako kibicowi piłkarskiemu też chyba bardziej opłacałoby mi się kibicować teraz Ruchowi Lwów, niż Ruchowi Chorzów. Niebiescy są obecnie na trzecim polskim poziomie rozgrywkowym, tymczasem drużyna ze Lwowa gra teraz w ukraińskiej Premier League, tocząc pojedynki z tak uznanymi, europejskimi firmami, jak Dynamo Kijów, czy Szachtar Donieck.
No i na koniec mityzacja. Przez dekady to lwowiacy, kresowiacy uchodzili za jej „mistrzów”. W ich wspomnieniach Lwów przemienił się w istny mit. Mitologizowano i idealizowano absolutnie wszystko, co z nim związane. Aż do przesady. A jak wiadomo, co za dużo, to nie zdrowo. Dziś natomiast coś podobnego dzieje się z Górnym Śląskiem. Dawny, industrialny charakter zanika. Większość hut i kopalń została zlikwidowana. Co zostało? Wielki Mit – jak pisze prof. Ewa Chojecka w posłowiu do tomiku „Szychta”, dodając:
Paradoks polega na tym, że czynne huty i kopalnie mitów nie tworzą. Stają się mitem, gdy przemija ich żywot praktyczny. Stają się wtedy czymś nowym, integralną częścią nas, pamiętających.
Czego dziś posłuchamy? Chyba już się Państwo domyślają...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |