Dłużej od nich nadaje tylko trójkowa lista Niedźwieckiego. W „Muzycznych darach” usłyszysz pierwszą ligę hitów do tańca i do różańca. To co, zaczynamy przesłuchanie?
Przesłuchanie 2. Krzyk na dachu
– Imię, nazwisko? – Darek Ciszewski. – Ile stacji kupuje Waszą listę? – Słowo „kupuje” jest tu, niestety, nie na miejscu (śmiech). Mówimy o stacjach katolickich. W tej chwili trzydziestka, ale sieć się powiększa. Ostatnio doszło radio z Chicago. Tam, gdzie pojawia się lista, od razu – opowiadają szefowie rozgłośni – skaczą słupki
słuchalności stacji. – Dochodzą do was mejlowe czy SMS-owe rykoszety? – Tak. To niesamowicie cieszy. Dostajesz na przykład mejla, w którym ktoś pisze, że piosenki są dla niego absolutnym odkryciem, więcej – zmieniają jego życie. To ustawia proporcje: wiesz, kto naprawdę działa i dotyka. Staramy się jedynie nie przeszkadzać. Ludzie piszą, że podoba im się sposób prowadzenia listy: dialog. Nie piszemy nigdy scenariusza audycji, nie umawiamy się. Siadamy i gadamy. – Skąd nazwa „Muzyczne dary”? – Pojawiła się spontanicznie, gdy wracaliśmy z Krakowa od śp. Janusza Kotarby. Trzymaliśmy w rękach pierwszy RUaH. Okazało się, że muzyki, którą prezentujemy, nie słychać w innych rozgłośniach. Wówczas nas to zdumiało. Promujecie dobro – mówili ludzie – dobro, które jest zawarte w muzyce. Stąd nazwa projektu. Zachwyciła nas znakomita muzyka, świetni artyści i, uwaga, wspaniałe teksty. Takie, których nigdzie indziej nie znajdywałem. Sama muzyka rockowa do pewnego momentu jest fajna, ale potem zaczyna się robić nudnawo. I zaczynasz szukać czegoś więcej…
– Nie wstydzisz się wypowiadania na falach zabronionych gdzie indziej słów „Jezus Chrystus”? – Nigdy się nie wstydziłem. Zadawałem sobie inne pytanie; jak robić to skutecznie. By zaistnieć na naszej liście, nie wystarczy, by w piosence padło słowo „Bóg”. Ważne są konteksty. Nie prezentowałbym nigdy kapeli z kręgu tzw. sacro-polo. Uważam, że to zjawisko obrażające nie tylko gusta, ale wchodzące z butami w delikatną sferę wiary. I jest bardziej ze świata profanum niż sacrum. To jak wniesienie do gotyckiej katedry lichego, kiczowatego malowidła. Co z tego, że jest na nim Jezus? Podobnie jest w muzyce. Niezwykle ważne są konteksty. A te są zaskakujące: świadectwa, nawrócenia… Znakomitym piosenkom towarzyszą poruszające opowieści artystów. To nieprawdopodobne zjawisko.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.