Czyli film, który przywrócił wiarę w western.
Western, który w latach ’80 ubiegłego wieku zdawał się być gatunkiem reliktowym. Takim, w którym nic znaczącego powstać już nie może.
Filmem-symbolem tamtej dekady i takiego postrzegania westernów były, rzecz jasna, „Wrota niebios” Michaela Cimino. Planowano nakręcić wielki epos – skończyło się wielką klapą. A przecież Cimino wyreżyserował wcześniej kapitalnego „Łowcę jeleni”. Tym razem jednak… nie wyszło. Do tego stopnia, że Hollywood postanowiło pożegnać się zarówno z tym twórcą, jak i z całym gatunkiem.
Oczywiście coś tam czasem jeszcze mignęło na ekranach. A to Clint Eastwood sięgnął po jakąś opowieść z Dzikiego Zachodu („Niesamowity jeździec” z roku 1985); a to Steve Martin, Chevy Chase i Martin Short poparodiowali sobie kowboi w „Trzech Amigos” w 1986 r. Generalnie jednak to nie był dobry czas dla historii z prerii, czy Gór Skalistych. Do czasu powstałego w 1990 roku „Tańczącego z wilkami” właśnie.
Co ciekawe był to debiut reżyserski Kevina Costnera. Debiut jak marzenie, bo film został nominowany do Oscarów aż w 12 kategoriach, skończyło się zaś na siedmiu statuetkach (m.in. dla najlepszego filmu, reżysera, za najlepsze zdjęcia, czy muzykę).
Zdjęcia i muzyka… - właśnie one wydają się tu być kluczowe, bo „Tańczący z wilkami” to przecież epos. Choć nieco inny, niż np. pełen przygód i heroicznych czynów „Lawrence z Arabii”.
U Costnera więcej jest poezji, zachwytu i szacunku dla stylu życia i kultury Indian. To „filmowa elegia na temat losu rdzennych Amerykanów” – stwierdziła Magdalena Kempna-Pieniążek w „Kinie końca wieku”. To western ekologiczny, western ery New Age – próbowali charakteryzować inni, ten piękny, poruszający film, po którym coś się w tym klasycznych, hollywoodzkim gatunku przecież ruszyło.
Wspomniany już Clint Eastwood dwa lata później zachwycił filmowy świat genialnym „Bez przebaczenia”, a Sam Raimi w 1995 roku zaprezentował swój niesamowity (biblijny?!), postmodernistyczny pastisz, czyli „Szybkich i martwych”.
Od tamtej pory westerny znów regularnie trafiają na kinowe (ale i komórkowe, czy laptopowe) ekrany, czego dowodem chociażby nakręcone dla Netflixa „Nowiny ze świata” z Tomem Hanksem, czy oscarowe „Psie pazury” w reżyserii Jane Campion, o których Edward Kabiesz pisał, że to:
Osadzony w realiach Dzikiego Zachodu pseudowestern czołowej filmowej feministki. Film podejmuje najważniejszy problem z jakim zmagają się bohaterowie dzisiejszego kina, czyli odkrywanie seksualnej tożsamości we wszelkich aspektach. Opatrzona cynicznym zakończeniem perwersyjna opowieść o ukrytym homoseksualiście będącym jednocześnie homofobem dzięki potężnej promocji wzbudziła zachwyt krytyków.
Cóż, takie mamy czasy… Tym bardziej więc warto przypomnieć sobie teraz tak zacny i - nie bójmy się tego słowa - etyczny film, jak „Tańczący z wilkami”. On-line jest dostępny na VOD TVP i w CDA Premium.
*
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów