W pierwszy powielkanocny weekend w prawosławnym klasztorze w Supraślu k. Białegostoku odbędzie się festiwal dzwonienia na cerkiewnych dzwonach. Po raz pierwszy będzie miał charakter międzynarodowy - udział zapowiedzieli dzwonnicy z Białorusi, Rosji i Ukrainy.
Pod hasłem "Obwieszcza, wychwala, nawołuje", konkurs organizowany jest od 2009 roku z inicjatywy Muzeum Ikon, oddziału Muzeum Podlaskiego w Białymstoku, działającego w zabudowaniach klasztoru w Supraślu. Jego ubiegłoroczna edycja nie doszła do skutku. W dniu rozpoczęcia konkursu, 10 kwietnia, doszło do katastrofy smoleńskiej. Z tego powodu zrezygnowano z konkursu, odbyły się tylko warsztaty gry na dzwonach.
Tegoroczna edycja konkursu, którego główną ideą jest promowanie ginącej, ale wciąż obecnej i kultywowanej w województwie podlaskim, tradycji cerkiewnego dzwonienia, odbędzie się 30 kwietnia i 1 maja. W pierwszym konkursie wystąpiło kilkunastu młodych mężczyzn, m.in. z Białegostoku, Siemiatycz i Hajnówki, na co dzień praktykujących dzwonienie przy prawosławnych parafiach w swoich miejscowościach.
W odróżnieniu od dzwonów w Kościele katolickim, w dzwonach cerkiewnych poruszają się nie całe kielichy, a jedynie ich serca. Ich dźwięk ma bardzo duże znaczenie, są bowiem, oprócz głosu ludzkiego, jedynym instrumentem, który można wykorzystywać w cerkwi.
Granie na nich wymaga połączenia wielu umiejętności, m.in. wyczucia rytmu, melodii oraz koordynacji ruchowej. Polega na rytmicznym poruszaniu linkami zaczepionymi do tzw. serc dzwonów. Zazwyczaj dzwonnik zajęte ma nie tylko ręce, w których trzyma linki, ale także stopy, którymi naciska na specjalne pedały poruszające sercami.
Obecnie w monasterskiej dzwonnicy w Supraślu jest osiem dzwonów. Do uzyskania pełnego spectrum dźwięku potrzeba dwóch dodatkowych, zbierane są pieniądze na ten cel. Przeznaczone będą także na konieczne przeróbki konstrukcyjne i rozwiązania techniczne w miejscu, gdzie są umieszczone dzwony po to, by gra na nich była łatwiejsza, a dźwięk piękniejszy.
Jeszcze przed pierwszą wojną światową w monasterskiej dzwonnicy znajdowały się cztery dzwony. Największy z nich ważył prawie 2,5 tony, a ich głos było słychać w oddalonym o 14 km Białymstoku. Zaginęły jednak bezpowrotnie, a ich los nie jest znany. Obecne pochodzą z różnych okresów (w tym jeden z okresu międzywojennego) i z różnych źródeł zostały ufundowane.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.