Kot Znaczek i chiński zodiaczek

Oraz nieoczekiwane pojawienie się pewnej kocicy. Opowiadanie dla młodszych czytelników oraz ich dziadków i rodziców. W sam raz na ferie.

To nie była najlepiej przespana noc kota Znaczka. Cały czas coś go budziło, a gdy zasypiał, niepokoiło. Ale co było tak niepokojącego w jego przedziwnych kocich snach – nie pamiętał.

Nic dziwnego, że gdy nastał ranek i sklep dla kolekcjonerów został otwarty, Znaczek nie kwapił się do asystowania swemu panu. Próbował odespać na zapleczu ostatnią nienajlepszą noc, ale najwyraźniej nie było mu to dane.

- A co to za śliczne kocisko? I skąd się tutaj wzięło? - usłyszał w pewnym momencie głos właściciela sklepu, dochodzący z najbardziej reprezentatywnego pomieszczenia, pełnego gablot ze srebrnymi monetami i znaczkami, w które, z takim zachwytem, wpatrywali się klienci.

- Kocisko? Czy ja dobrze słyszę?! - zdenerwował się Znaczek, skoczył na cztery łapy i błyskawicznie znalazł się na ladzie, próbując z niej wypatrzeć kocicę, która znalazła się na jego terytorium. Bo że była to kocica, poczuł od razu, po zapachu. Tylko gdzie ona się ukrywa?

Okazało się, że śliczna biała kotka nigdzie się nie ukrywała. Po wejściu do sklepu przez uchylone drzwi (pan, jak co dzień zostawił je tak, by nieco przewietrzyć pomieszczenie), kocica, eleganckim i niespiesznym krokiem, chodziła sobie z kąta w kąt, rozglądając się po sklepowym wnętrzu.

-O ty! - miauknął Znaczek i zeskoczył z lady, gdy tylko w końcu ją zauważył, pod gablotą wypełnioną pięknymi czerwonymi znaczkami, na których widniały chińskie, zodiakalne zwierzęta.

- No co ty? - odmiauknęła mu kocica i teraz to ona wskoczyła na ladę, przymilając się i ocierając o stojącego za nią pana.

- Znaczek! - krzyknął pan, widząc, że kot szykuje się do skoku. - Nawet nie próbuj! Nic ci się przecież nie stanie, jeśli...

Ale Znaczek nie słuchał. Rozwścieczony skoczył, odbił się od lady i wystrzelił przez uchylone drzwi, by rozładować swą złość na nieprzeczuwających niczego gołębiach, dreptających sobie po Rynku.

- Co za kot... - nie miał słów pan, który pogłaskał kocicę po białej główce i poszedł na zaplecze, by dać jej coś do jedzenia. Ta jednak, pod jego chwilową nieobecność, też postanowiła opuścić sklep i poszukać szurniętego kota, którego dopiero co poznała.

- Ej, ty. Świrusie! - krzyknęła, gdy w końcu zobaczyła go nieopodal fontanny. - Już ci przeszło?

- Mhrrrrrrrr... - zawarczał niemalże Znaczek, planując ruszyć z impetem w kierunku kotki.

- Dobra, dobra. Nie szalej. Nic ci przecież takiego nie zrobiłam. Chciałam się tylko rozejrzeć po nowej okolicy.

- Okolicy... - wycharczał wciąż wściekły Znaczek.

- Nie jestem stąd. Tutaj jestem dopiero od tygodnia. Przyjechałam z moimi paniami z Ukrainy. A nazywam się Kaniovka.

Ukraina... Coś to Znaczkowi mówiło. Słyszał, że jest tam wojna. Że w mieście pojawiło się wiele osób uciekających z tego kraju. Ale – jak to Znaczek – większość czasu przesypiał. A i teraz, gdy już się nabiegał za skołowanymi gołębiami, myślał tylko o tym, gdzie by tu się "walnąć" i wygodnie ułożyć do spanka.

- Znaczek... - rzucił od niechcenia i ostentacyjnie minął kocicę, zmierzając w stronę swojego (oj tak, swojego) sklepu. Ale po chwili zorientował się, że to chyba niegrzecznie, więc odwrócił się do Kaniovki i lekko uśmiechnął na zgodę.

- No. To ja tam jeszcze kiedyś do ciebie zajrzę. Śliczne te srebrniutkie monetki tam macie. Takie błyszczące i wygrawerowane. Można się chyba na nie gapić godzinami, co nie?

- O nie... - mruknął sam do siebie Znaczek. - Moneciara. Jeszcze tylko takiej nam tu brakowało.

Znaczek bowiem monet nie cenił. Nie rozumiał, jak komuś mogą podobać się te śmieszne, okrągłe sreberka. Wszystkie na jedne kopyto. Nie to co znaczki.

- O tak. Znaczki. Jak te fajne, czerwone, pod którymi wysiadywała ta gupia kocica. Co ona tam wie? - znów złościł się sam do siebie nasz koci bohater, po tym jak w końcu wrócił do sklepu i ułożył się na ulubionym kocyku, z którego, zanim zasnął, jednym okiem wciąż łypał na fantazyjne, przecudne, czerwone chińskie znaczki...

*

Sen to, czy jawa? Czy ten biały królik rzeczywiście coś do niego mówił? Chyba tak, bo przecież pobiegł za nim na zaplecze, a następnie zbiegł do piwnicy. Ale tam go już nie było. Tylko szczur, na widok którego Znaczek dostał szału i zaczął go gonić jak opętany (gdyby tak samo gonił dziś gołębie na Rynku, nie zostałoby z nich nawet piórko). Miał wrażenie, że nie jest małym domowym kotem, ale tygrysem. Tak czuł się wielki i silny.

Ale do czasu. Bo oto stanął oko w oko z potężnym bawołem.

- Bawół? W naszej piwnicy?! A za nim jakiś ryk. Dym. Ogień!

Przerażony pożarem Znaczek postanowił zawrócić i wezwać na pomoc pana, by go ugasił, ale wtedy... po prostu się obudził i cały oszołomiony, bezwiednie wpatrywał się w gablotę z chińskimi, zodiakalnymi znaczkami.

- Znaczek, Znaczek... - pan kiwał głową z niedowierzania. - I cóż ty się tak wpatrujesz w te chińskie zwierzaczki? A wiesz, że czerwony to tam u nich kolor małżeństwa? Czyś ty się nam aby, kocie, dziś nie zakochał, co? A może już wypatrujesz smoka, który niebawem dołączy do tej serii? Po póki co to nie zodiak, tylko taki zodiaczek...

- Smok. No tak. To musiał być on w tej piwnicy za bawołem... Ale że co? Zakochać? Ja?!!!

Znaczek znów aż podskoczył z oburzenia. Ale gdy jego łebek znalazł się na wysokości okna wychodzącego na Rynek, mimochodem rzucił okiem na okolice ławek i fontanny. Swym doskonałym kocim wzrokiem próbował tam wypatrzeć Kaniovkę.

KONIEC?

Wszystkie opowiadania o przygodach kota Znaczka znajdziesz tutaj

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości