Felieton niby futbolowy, ale w myśl starej, dobrej zasady "przy muzyce o sporcie".
Ostatnimi czasy, okiem regionalisty, przyszło mi rzucać głównie na przyrodę. Dowodem felieton o próbach dotarcia do źródeł Bytomki.
Powodem była oczywiście piękna wiosenna pogoda, ale i fakt, że nasi jeszcze nie grali. Dziś więc pora (nareszcie!) rzucić okiem na ligową tabelę, bo w weekend miał wrócić do gry bytomski Rozbark. I to od razu w derbach. Na boisku lidera.
I cóż, że to tylko B-klasa. Wszak bliższa koszula ciału. Wielkie Derby Śląska? Wielkie mi rzeczy. Zakończone wielką demolką Stadionu Śląskiego. Dziękuję za takie atrakcje. Na Rozbarku liczy się fusbal, miłość do piłki, pasja i zaangażowanie. Sama przyjemność paczeć takie szpile.
Niestety, okazuje się, że weekendowy mecz się nie odbył. Nasi oddali go walkowerem liderowi z Brzezin Śląskich (Piekar), bo... nie byli w stanie zebrać 11 graczy.
Ot, uroki B-klasy. O mój Śląsku... Tzn. Rozbarku. Tak czy siak, bluesowy hymnu Jana "Kyksa" Skrzeka znów chodzi ostatnio za mną wyjątkowo często. W latach '90 rozreklamował go kapitalny serial dokumentalny "Serce z węgla" - dziś powraca w czasie lektury świetnej książki "Szlakiem śląskiego bluesa czyli schodkami w dół..." autorstwa Wojciecha Mirka i Marcina Sitko.
To jedna z tych pozycji, które czyta się od deski, do deski. Za jednym zamachem. Bo opowieść to barwna i pełna anegdot niesłychanych. Kawał historii muzyki, ale i regionu. Wraz z kawałkiem Bytomia, w którym przecież w latach 1974-1984 działał kultowy klub "Pyrlik", w którym występowali m.in. Czesław Niemen, artyści z Piwnicy pod Baranami, czy grupa SBB.
Mieścił się przy ulicy Jagiellońskiej. Tam był też antykwariat, w którym regularnie polowałem na książki z fajnej, PRL-owskiej z serii "Biblioteka pisarzy czeskich i słowackich", wydawanej przez katowicki "Śląsk", a drukowanej w Cieszynie. Čapek, Škvorecký, Vančura... - wciąż sobie ją kompletuję. Co jakiś czas podczytuję. A i pooglądać jest co, bo przecież za ilustratora robił przy niej np. słynny humorysta Andrzej Czeczot. Więc niby ona czeska, a jednak trochę też slezská (śląska).
A wspomniany już blues? Czy jego śląski szlak można poprowadzić nieco dalej, na południe? Ano można, bo przecie sam Nohavica bluesem się parał/bawił. I nie tylko on. Więc na koniec proponuję dziś taki oto ostrawski blues w wykonaniu Josefa Streichla:
Felieton z cyklu Okiem regionalisty