Co się stanie, jeśli nasz duchowy autorytet, którego słuchaliśmy prawie jak Boga, potknie się czy upadnie?

Przecież to też człowiek. Widzieliśmy to już nieraz. I zobaczymy nieraz, bo wszyscy jesteśmy ludźmi... Rozmawiają Renata Czerwicka i Marcin Zieliński.

Renata Czerwicka: Uważasz głoszenie słowa za obowiązek?

Marcin Zieliński: Tak. Może to znowu zabrzmi mocno, ale będę szczery. Gdy nie ma kazania podczas mszy świętej, zawsze wyrywa się ze mnie to pytanie: „Czy naprawdę nie ma mi ksiądz nic do powiedzenia o  Jezusie, dla którego zostawił ksiądz całe swoje życie?”.

Może trzeba reagować? Może nikt nigdy nie podszedł do takiego księdza i nie powiedział mu: „Bardzo liczyłem na księdza homilię, potrzebowałam jej”.

Może powinniśmy tak robić. Czasem to właśnie zaniedbanie nas, świeckich, że nie poruszamy z  księżmi takich tematów. Któryś z biskupów powiedział ostatnio, że świeccy nie powinni się bać zwracać uwagi księżom, jeśli coś rzeczywiście jest nie tak. Myślę, że mamy do tego prawo w Kościele, to powinno działać w obie strony. Oczywiście trzeba umieć robić to z miłością i z szacunkiem do człowieka i urzędu, który piastuje. Ale zobacz, coś musi być na rzeczy, skoro zaczęliśmy rozmowę od tego, że z ambony często słychać politykę, a  teraz mówimy o  tym, że zdarza się nie słyszeć kompletnie nic…

Co jeszcze nie działa w Kościele?

Moim zdaniem mamy problem z tym, co jako katolicy uznajemy za najważniejsze – z Eucharystią, czyli mszą świętą. Spotykamy się, minimum co tydzień, na mszy, a mało kto wie, co się na niej dzieje. Nie tylko dzieci, które nudzą się w kościele, ale również dorośli – zapytani, co się dzieje podczas liturgii albo co oznaczają konkretne gesty – mogliby mieć problem z poprawną odpowiedzią. Wychodzimy z założenia, że wszyscy wszystko wiedzą, na przykład o realnej obecności Jezusa w  Eucharystii, tylko – gdy przykładowo przeprowadza się ankiety – okazuje się, że prawie nikt w to nie wierzy… Potrzebujemy powrócić do fundamentów i mówić o nich przystępnym językiem. W  wierze trzeba położyć dobry fundament, ale potem równie ważne jest to, aby się rozwijać.

A może to jest tak, że w ogóle nie byliśmy uczeni, że w wierze trzeba się rozwijać, że to jest droga, a nie stan, w który gdy raz wejdziesz, to już na zawsze będzie tak samo.

Pewnie zależy, gdzie się ucho przyłoży. Na pewno problemem jest również to, że zostaliśmy wychowani w naszym życiu raczej do ślepego słuchania przywódcy niż do rozumnego myślenia i rozeznawania. Nawet Jan Paweł II uczył nas, że potrzebujemy fides i ratio – wiary i rozumu. Oczywiście są pewne prawdy wiary, które ciężko zrozumieć i przyjmujemy je jako doktrynę, ale aby dojrzeć w  wierze, potrzebujemy mieć wiedzę, umieć się modlić, rozeznawać, czytać i rozumieć słowo Boże. Powinniśmy mieć na tyle silny kręgosłup, aby potrafić wyłapać, gdy coś dzieje się nie tak. Łatwiej uwierzyć w autorytet wielkiego kaznodziei, niż uczyć się dojrzałej duchowości. Jedno powinno wspierać drugie, a bywa różnie. Co się stanie, jeśli nasz duchowy autorytet, którego słuchaliśmy prawie jak Boga, potknie się czy upadnie? Przecież to też człowiek…

Widzieliśmy to już nieraz…

…i zobaczymy nieraz, bo wszyscy jesteśmy ludźmi. Każdy w Kościele, każdy katolik ma swoje grzechy, z których ma się co dzień nawracać. Ja też nie jestem nieomylny, mam swoje grzechy, z których się nawracam.

I ci, którzy ciebie słuchają, też mogą kiedyś mieć test, czy wyznają chrześcijaństwo czy „zieliniaństwo”.

Im szybciej ten test zrobią, tym lepiej [uśmiech]. Ja zresztą nie kryję się ze swoimi słabościami i często do znudzenia przypominam ludziom, że jestem tak samo słaby jak i oni. Gdybyśmy jednak mieli przyjąć, że teraz czytamy i słuchamy tylko bezbłędnych ludzi, to nie mielibyśmy czego w Biblii szukać. Król Dawid, skądinąd wielki autorytet, był człowiekiem, który cudzołożył, zabił męża kobiety, którą sobie później wziął za żonę. Święty Paweł, apostoł narodów, przed spotkaniem z Jezusem mordował chrześcijan. I tak dalej, i tak dalej. Biblia nie jest o nieomylnych ludziach. Biblia jest o Bogu i o ludziach, którzy próbują za Nim iść, mając nieudolną wiarę i nieudolną miłość.

Wydaje mi się, że nie wychowujemy, nie tylko w Kościele, ale w ogóle, ludzi do wolności, do swojego zdania. Bóg uszanował wolność każdego z nas, nawet tych, którzy robią najstraszniejsze rzeczy na świecie, a my w Kościele nie umiemy uszanować wolności.

A wiesz, dlaczego tak jest? Boimy się, że ludzie, będąc wolnymi, odejdą, bo mają do tego prawo.

*

Powyższy tekst jest fragmentem książki "OdNowa! Znam Kościół, który żyje". Rozmawiają Renata Czerwicka i Marcin Zieliński. Wydawnictwo ZNAK

Co się stanie, jeśli nasz duchowy autorytet, którego słuchaliśmy prawie jak Boga, potknie się czy upadnie?

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości