Jesienne spotkania z duszami podczas obrzędu dziadów nie były smutne. Wręcz przeciwnie, to miała być rodzinna uczta - wyjaśniła w rozmowie z PAP kulturoznawczyni dr Małgorzata Bulaszewska. Oprócz ugoszczenia zmarłych, obrzęd miał też zapewnić domostwu dobrobyt.
Kulturoznawczyni i medioznawczyni ze SWPS w Warszawie dr Małgorzata Bulaszewska, pytana przez PAP o obrzęd dziadów, wyjaśniła, że ma on swoje korzenie jeszcze w kulturze Słowian. Zarówno oni, jak i inne przedchrześcijańskie ludy, wierzyli, że kiedy człowiek umiera, to jego dusza pozostaje jeszcze na ziemskim świecie, by spokojnie odnaleźć drogę do miejsca swojego przeznaczenia.
"Śmierć to nie jedyny moment kontaktu z duszami. One pojawiają się u nas, na ziemi, zgodnie z cyklem obrządku zasiewów i zbiorów. Mamy takie dwa podstawowe spotkania - jedno wiosenne, które jest na przełomie kwietnia i maja, a później jesienne - na przełomie października i listopada" - powiedziała.
Jesienny obrzęd dziadów polegał na tym, że przygotowywano wieczerzę. Jak podkreśliła kulturoznawczyni, spotkania z duszami nie były smutne, wręcz przeciwnie, miała to być rodzinna uczta. Podczas niej przygotowywano m.in. smakołyki. "W czasach przedchrześcijańskich to, co było słodkie, co zawierało miód czy mak, który oznaczał sen, a w przenośni śmierć, było przygotowywane nie tylko dla żywych, ale to miało być wspólne ucztowanie także ze zmarłymi. W związku z tym stawiano na stole te wszystkie potrawy, zbierała się rodzina i najstarszy członek rodziny zapraszał swoją przemową także tych zmarłych gości" - opowiadała.
Nasi przodkowie, by wiedzieć, czy zmarli goście byli i ucztowali razem z nimi, posypywali popiołem ławy między osobami siedzącymi. Jeżeli na popiele był ślad - oznaczało to, że zaproszeni zmarli pojawili się na uczcie. Po takim obrzędzie nie sprzątano ze stołu, zostawiono wszystkie okruszki, resztki jedzenia, by mieć pewność, że dusze, które zawitają później, też będą mogły się najeść. Ponadto, w ciągu dnia nie można było używać ostrych rzeczy w gospodarstwie. Wstrzymywano się od rąbania drewna, palenia w kominie. Obawiano się, że dusza, która ma niezwykle delikatną materię, może się zranić.
Powstaje też pytanie, w jaki sposób zmarli wiedzieli, jak trafić do naszego domostwa. "W tym celu zapalano ogniska, stawiano świece w różnych miejscach przed domem, w którym ich goszczono. Oprócz tego były przemowy najstarszego bądź najmądrzejszego członka rodziny, który zapraszał zmarłych bliskich, często wzywając ich po imieniu" - wyjaśniła Bulaszewska.
Ponadto - w latach późniejszych, gdy poganizm przenikał się z chrześcijaństwem - wierzono, że tego dnia trzeba zostawić otwarte kościoły. "Uważano, że dusze po takiej wieczerzy, kiedy już się najedzą, kiedy już będą syte, kiedy przy tych ogniskach ogrzeją swoje zziębnięte powłoki, pójdą do kościoła na tradycyjną mszę odprawianą przez duszę ostatnio zmarłego księdza" - tłumaczy.
Jednak domostwo mogły odwiedzić nie tylko dusze zmarłych członków rodziny czy przyjaciół, ale także te, które miały złe cele. Żeby ochronić się przed "złymi duszami" Słowianie posypywali próg domu solą albo wokół całego domu sypano z niej okrąg. Jak zauważyła ekspertka, taki zwyczaj przetrwał w kulturze, na przykład w książkach czy filmach fantasy.
Obrzęd dziadów, oprócz ugoszczenia zmarłych, miał też zapewnić domostwu dobrobyt. Miało to szerokie znaczenie - chodziło zarówno o dobrobyt polegający na dobrych zbiorach, jak i wśród członków rodziny np. szczęśliwe narodziny dziecka.
Dopytywana o przenikanie się kultury pogańskiej i chrześcijańskiej zauważyła, że wiele elementów pochodzących ze starodawnej, przedchrześcijańskiej obyczajowości, zostało zaadaptowanych także do tego, co dzieje się w kościele, na przykład w kontekście dnia Wszystkich Świętych. "Te zwyczaje zostały zaadaptowane także przez inne grupy. Nawet współcześnie, niektóre grupy etniczne, jak choćby Cyganie, także polscy Cyganie, ucztują na grobach. Przychodzą we Wszystkich Świętych na groby z wódką, z kiełbaską i innymi potrawami. Tam nie ma smutku, tylko jest wspominanie tych, którzy leżą w danym grobie, tych, którzy odeszli. Ale też to wspominanie ma pogodny charakter" - tłumaczyła ekspertka.
Innym przykładem jest meksykański Día de los Muertos. Według Bulaszewskiej jest on pomostem między obchodzonym w Polsce dniem Wszystkich Świętych i Zaduszkami a popularnym Halloween. Meksykanie wspominają zmarłych bliskich, przynoszą potrawy na ich groby, biorą udział w fiestach i pochodach, w których zakładają maski i odpowiednie stroje. Te obchody mają radosny charakter.
Jednocześnie wspomniała, że Słowianie w trakcie ognisk palonych podczas dziadów zakładali drewniane maski nazywane "karaboszkami". Później palono je w ogniu, który według pogan, był traktowany jako coś świętego. "Uważano, że taka maska nie pozwoli złej duszy rozpoznać człowieka, któremu można by było zaszkodzić. Maski zakładane na twarz wygłuszały cokolwiek mówiliśmy. Dlatego też wierzono, że te złe dusze nie słyszą, co mówimy" - wymieniała.
Zwróciła uwagę, że Adam Mickiewicz w swoich "Dziadach" zaczerpnął z tych słowiańskich obrzędów, ale nadał im bardziej poważną i smutną percepcję święta. "Byliśmy w bardzo trudnym okresie historycznym. Mamy przecież rozbiory, więc siłą rzeczy tam nie było z czego się radować. Mickiewicz autorsko zaadaptował pewne elementy słowiańskiego obrzędu, czyli guślarza, wywoływanie duchów. Tylko jego dziady nie miały radosnego charakteru zapraszania do wspólnego ucztowania, bo nie było się wtedy z czego cieszyć. Kościół katolicki nam to utrwalił" - wytłumaczyła ekspertka.
"Samo słowo +dziady+ oznacza zmarłego, ale również oznacza włóczęgę i biedaka. I stąd od tego włóczęgi, który chodził od domu do domu prosząc o gościnę, pojawia się postać guślarza. Uważano, że właśnie ten żyjący, nie takim samym tradycyjnym rytmem, jak żyli ludzie ówcześni, stanowi przejaw praojca, który jest gdzieś bardzo blisko na granicy między tym, co żywe, a tym, co martwe. W związku z tym chętnie zapraszano guślarza do wspólnego ucztowania. Na jego ręce oddawano dary w postaci właśnie smakołyków przygotowanych na wieczerzę i proszono o modlitwę. Wierzono, że modlitwa guślarza będzie łatwiej i szybciej wysłuchana. W związku z tym, jeśli dobrze guślarz zostanie ugoszczony tego właśnie dnia, to gospodarze danego domostwa zaskarbią sobie łaski u bogów. Zaskarbianie łask i bogów jest cechą charakterystyczną w zasadzie każdej religii, co sprawia, że w jakimś ogólnym sensie są one zbliżone" - wyjaśniła.
Może się wydawać, że na przykład Wszystkich Świętych, dziady, halloween, Día de los Muertos to są osobne święta. "One jednak mają wspólne korzenie mówiące o podstawowej rzeczy - o tym, że człowiek wierzy, że jak umiera, to nie całkiem odchodzi. Co prawda nie do końca wiemy, co się za tym kryje i nie potrafimy tego powiedzieć. A ponieważ nie wiemy, co jest po tej drugiej stronie, to mamy masę mitów, zwyczajów i obrzędów, które jeszcze z czasów starogreckich, celtyckich czy też słowiańskich, czerpią pewne elementy objaśniające stan po śmierci" - wyjaśniła.
Takim obszarem, który czerpie z tych wszystkich obrzędów, wierzeń jest popkultura. Już w literaturze dla bardzo młodego czytelnika, nastolatka, pojawiają się elementy bazujące na wierzeniach. Przykładem może być seria książek o Percym Jacksonie czy czerpanie z mitologii nordyckiej w komiksach Marvela.
Ekspertka oceniła, że konieczne jest zrozumienie, że społeczeństwo, także w Polsce, nie jest jednorodne. Są w nim osoby o różnych wierzeniach i pochodzeniu. Są osoby deklarujące się jako niewierzące lub wątpiące. "Dla nich też powinno być miejsce na obchody i pamięć o zmarłych. Przecież nikt nie może zawłaszczać pamięci o naszych bliskich" - zaznaczyła. (PAP)
autorka: Aleksandra Kiełczykowska
Chyba najlepszy, jak dotąd, film Macieja Pieprzycy. Najbardziej poruszający i na bardzo ważny temat.
W koncercie galowym wystąpiła uczestniczka XVIII Konkursu Chopinowskiego Aleksandra Świgut.
I jedna z ostatnich prób nakręcenia filmowego eposu? Kina epickiego?