Opowieść urodzinowa

Niekiedy Jostontowi coś dzwoni, ale nie wie za bardzo w jakim kościele. W niedzielę to nie ma problemu, bo w grę wchodzę tylko dwa – każdy po innej stronie zidlongu.

Tak i było tym razem – a to akurat było bez tydzień. Wydawało mu się – mało tego, w sądzie pod przysięgą by przysiągł, ba, założył by się o wszystko, łącznie ze swoją głową – że Ewa Bem śpiewa w swojej piosence o urodzinach.

A jednak nie, bez siwego łeba by chodził, zostałby zdekapitowany – tak podobno powiedziano do francuskiej królowej, wtoro pomyślała, że Wielka Rewolucja – rewolucje dzielą się na Wielkie – na nasze też wielkie szczęście z tego gatunku były tylko dwie - oraz kolorowe, kwiatowe itd. – w jej kraju chce się dobrać do jej kapitału, co jej się nie za bardzo podobało, ale w myśl zasady easy come, easy go mogłaby to z bólem zaakceptować, takie krachy były i na królewskich giełdach.

Błękitna jej krew się mocno wzburzyła jednak, kiedy jakobini i sankiuloci wytłumaczyli jej łacińskie znaczenie słowa caput oraz zasadę funkcjonowania wynalazku lekarza – rewolucjonisty. Pochodząca z Wiednia królowa doszło do jednoznacznego wniosku, że w tych uwarunkowaniach caput równa się kaputt – i tak się to też humanitarnie zakończyło zgodnie z deklaracją praw człowieka i obywatela.

Ale na szczęście Jostont się zmiarkował, sprawdził jak ta piosenka leci i stwierdził, iż jego myśl była co prawda słuszna jak linia partii – zapamiętane z młodych lat – tyle tylko, że w jednym miejscu musi mistrza Młynarskiego zmodyfikować – wszystkim zdarzają się błędy i wypaczenia – wtory uparł się, żeby Bem śpiewała o imieninach - i wszystko jest teraz tak, jak mu to było potrzebne.

Jostontowo wersja przedstawia się następująco – kto chce, może ją śpiewać jako karaoke, bo na geburtstagach się śpiywo, pra: „Zobacz no, zobacz no, czyje, czyje urodziny dzisiaj są. I dziecinny jakiś w głowie ułóż rym, może komuś wielką frajdę sprawisz nim?”

Jostont dobrze wiedział czyje urodziny dziś są – albo za tydzień będą. Wiersz napisał, jaki dla tego Geburtstagskindu wydawoł mu się stosowny. Rymy jakoś udało mu się do tego wszystkiego dostać i wyszło to tak:

Sto sześćdziesiąt lat
Meine Heimatstadt hat
Fajrujemy jego gyburtstag
Zapału nam to tego nie brak

Godomy wir sprechen mówimy
Nasze Katowice miasto ogrodów lubimy
Niewtorzy marudzili że takie brzydkie kaczątko
Wyrosło i wygryfniało to nasze małe kiedyś dzieciątko

Vor hundertsechzig Jahren
Katowiczanie pełni zufersichtu i wiary waren
Wiedzieli że bydom obchodzone ich dzieła urodziny
Przez mieszkańców ich miasta i kolejne jego pokolenia i rodziny

Tak było – 11 września 1865 roku Katowice stały się miastem-wyspą w otaczającym je morzu osad przemysłowych, jak Bogucice, Zawodzie, Brynów, Ligota, Załęże, Dąb, Wełnowiec – może coś pominąłem. Janów, Szopienice były fort daleko. Jakie było najbliższe miasto – Mikołów, Bytom, czy może Mysłowice?

W ówczesnych czasach najbliższym sąsiadem były Mysłowice. Królewski radca rządowy w Opolu Theodor Schück trafnie przewidział w roku 1859 pozycję Katowic w stosunku do Mysłowic, nie szczędząc tej jeszcze przemysłowej wsi komplementów: „Konkurent wyrasta im w Katowicach, jeszcze wsi Tiele-Winklerów, zgodnie z jego wyglądem, najpiękniejszemu i najlepiej położonemu miejscu w powiecie bytomskim, liczącemu 4210 mieszkańców, węzłowi górnośląskich kolei bocznych, stacji granicznej bezpośredniego połączenia kolejowego Wrocławia z Warszawą utworzonego przez kolej Katowice-Ząbkowice, centrum potężnych hut i kopalń oraz bardzo ważnego okręgu policyjnego, siedzibie zarządu dóbr, kopalń i hut von Tiele-Winklerów, należących do najlepszych i najbardziej szanowanych w powiecie.

Piękny, nowy kościół protestancki, gustowne domy prywatne w nowoczesnym stylu, otoczone zgrabnymi ogrodami, nowo wytyczone szerokie ulice, długie rzędy nowych domów robotniczych, duże gospody, zadbany park kontrastują z pozostałościami starej wsi Katowice, której sołtys jest do dziś zwierzchnikiem administracji komunalnej”.

Ojcowie – założyciele – tak jak kiedyś ci za oceanem - (jedyną znaną Jostontowi matką – założycielką jest Dydona z jej Kartaginą) byli święcie przekonani o konieczności swoich kroków, których początki są datowane na rok 1859.

Czy i jak w roku 1890 obchodzono 25 – te urodziny miasta, trudno powiedzieć, bo nie zachowały się miejscowe materiały prasowe na ten temat, a gliwicki „Wanderer” nie odnotował żadnych wydarzeń z tego tytułu – niewykluczone, że z czystej zowiści, bo może czuł już wtedy pismo nosem, co z młokosa wyrośnie. Jeśli jakiś fajer był, to raczej skromny, z uwagi na dekoniunkturę w przemyślę powodowaną różnymi czynnikami.

Obchody 50 urodzin – Abraham był i jest w naszym górnośląskim hajmacie odpowiednio obchodzony – były na pewno odpowiednio planowane, chude laty dawno minęły, ale rok 1915 nie nadawał się na huczne świętowanie. Różne są dzieje książek, ludzi – i miast.

Gazeta „Kattowitzer Zeitung” wydała co prawda odświętny, ośmiostronicowy numer, z materiałem historycznym, z długimi wierszami poświęconymi Katowicom, oraz programem obchodów w dniu 12 września 1915, ale to miało inaczej wyglądać.

11 września 1915 roku, dzień, w którym panowałaby świąteczna atmosfera i w którym, jak planowano, położono by kamień węgielny pod budowę sali koncertowej, minął cicho i poważnie. Nadburmistrz Alexander Pohlmann - urodzony 10 września 1865 roku w Grudziądzu – równolatek założenia miasta Katowice - wystosował wraz z przewodniczącym rady miejskiej Hugo Grünfeldem apel do mieszkańców o następującej treści:

„Zgodnie z powagą czasu, oficjalne święto nie odbędzie się, a jedynie w niedzielę, 12 września, o godzinie 12 w południe przed teatrem miejskim, będzie miała miejsce krótka ceremonia, podczas której planowane jest wbijania gwoździ (Nagelung) do pamiątkowej kolumny. Wbicie gwoździ odbędzie się za pomocą pozłacanych i żelaznych gwoździ, za co pobierana będzie opłata w wysokości 5 lub 1 marki, która zostanie przeznaczona na cele pomocy wojennej w mieście Katowice”.

Wbijanie gwoździ do drewnianych figur – przedstawiających Hindenburga, Bismarcka i Krzyż Żelazny - było związane w Niemczech z wojną i rozpoczęło się pod koniec 1914 roku, a z czasem stawało się coraz bardziej powszechne.

Katowicka kolumna pamiątkowa, zaprojektowana przez miejskiego radcę budowlanego Gustava Oelsnera, miała 2,80 metra wysokości i wykonana była z drewna dębowego, ozdobiona pruskimi orłami z dewizą herbową „Gott mit uns” i datą założenia miasta.

Kolumna została nazwana przez prasę „Żelaznym Człowiekiem” – utwór „Iron Man” grupy Black Sabbath powstał znacznie później i nie ma z tym katowickim nic wspólnego. Pierwszy gwóźdź, podarowany przez cesarza Wilhelma II za sumę 300 marek, został wbity przez nadburmistrza Pohlmanna. Te wojenne urodziny Katowic zakończył koncert na promenadzie w dzisiejszym Parku Kościuszki.

Obchody stulecia urodzin Katowic nie miały warunków, aby się odbyć w normalnym wrześniowym terminie. To znaczy te geburtstagi to one się odbywały co roku, ale w metryce urodzenia miasta dokonano korekty jego pojawienia się na tym świecie. Doszło nawet do tego - na szczęście na krótko – że zmieniono jego nazwę na Stalinogród.

Ludowe Katowice narodziły się wedle obowiązującej wtedy wykładni 27 stycznia 1945 roku, gdy wmaszerowała do nich Armia Czerwona. Niektórzy starsi Katowiczanie z dobrą pamięcią mogli tę styczniową datę kojarzyć z innym znanym im wydarzeniem – i uśmiechnąć się pod nosem, gdyż do 1918 roku urodziny cesarza Wilhelma II obchodzono tu uroczyście każdego roku właśnie tego dnia.

150 – te urodziny odbyły się już w dniu podanym w metryce urodzenia Katowic. Z uwagi na okrągła rocznicę, fajrowanie – richtig na fest - zaczęło się już w marcu 2015 roku i trwało aż do grudnia – nie tylko w centrum, ale również w dzielnicach, gdyż Katowice się rozrosły – nawet Jostont urodził się już w tym mieście - i na korzyść zmieniły.

Gyburtstagowi mogło się przypatrywać dwóch z ojców – założycieli miasta, a mianowicie Friedrich Wilhelm Grundmann i Richard Holtze, z których pierwszy ma znowu swoją coraz bardziej ruchliwą ulicę, a drugi patronuje skwerowi nieopodal Biblioteki Śląskiej i spogląda z popiersia nad tablicą pamiątkową na ścianie dawnej Łaźni Miejskiej przy ul. Mickiewicza.

Odbyło się wiele plenerowych koncertów, bardziej kameralnych występów w salach koncertowych, wystaw, spektakli, a także projektów społecznych. Były atrakcje dla młodszych i starczych Katowiczan oraz ich gości. Apogeum obchodów miało oczywiście miejsce we wrześniu w katowickiej Strefie Kultury.

A przed nami 160 - te urodziny tego fascynującego miasta na Rawą – program już jest, będzie na bogato. Ad multos annos!

«« | « | 1 | » | »»

Reklama

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama