Czyli rzecz o podwawelskim fenomenie kulturowym.
„Przyszedł do mnie urzędnik Miłosz” – pisał Konstanty Ildefons Gałczyński o znanym poecie. Urzędników parających się piórem nie tylko na kartach akt urzędowych lecz także literatury nie brakowało w przeszłości, nie brakuje i teraz.
Nie każdy w Paryżu kojarzył, że świetny poeta Saint John Perse to wysoki urzędnik francuskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych Alexis Leger. Podobnie pod Wawelem nie wszyscy kojarzą, że urzędnik Stanisław Dziedzic, dyrektor Wydziału Kultury magistratu krakowskiego, jest tożsamy ze świetnym pisarzem.
„To pisarstwo dobrej, wysokiej próby. (...) Stanisław Dziedzic jest bowiem w gruncie rzeczy przede wszystkim pisarzem” – napisał we wstępie do jego najnowszej książki „Kraków to jest wielka rzecz” prof. Franciszek Ziejka.
Opublikowany nakładem wydawnictwa „Petrus” kilkusetstronicowy tom jest świadectwem wieloletnich fascynacji Dziedzica miastem, które stało się jego bliższą ojczyzną.
Potoczyście pisze o fenomenie duchowym i kulturowym Krakowa, idzie krokiem „niespiesznego przechodnia” po śladach starego uniwersytetu, przedstawia, jak pod Wawelem rodziła się idea Muzeum Narodowego i jak powstawał nowy teatr przy pl. Świętego Ducha, w iście detektywistyczny sposób opowiada o losach cudownego obrazu Matki Bożej Łaskawej z katedry lwowskiej, który po latach znalazł się ostatecznie w wawelskim skarbcu katedralnym, przypomina bronowickie „dziedziny” Włodzimierza Tetmajera i znaczenie narodowe uroczystości grunwaldzkich z 1910 r.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.