Współcześni artyści lubią szokować. Krakowski malarz Dominik Rostworowski szokuje zaś tym, że... nie chce szokować.
Iwo Książek/GN
„Niewola babilońska I”, Niewola babilońska II”
W tych obrazach malarz zestawił historyczną niewolę Żydów ze współczesną niewolą obojętności wobec korzeni duchowych
Są jednak i obrazy mające pogodniejsze przesłanie, np. „Macierzyństwo”. To prawdziwa apologia macierzyństwa, przy tym obraz bardzo osobisty. Rostworowski zestawił tu bowiem krajobraz Alp, gdzie mieszka rodzina jego żony, pół-Francuzki, z widokiem rodzinnego dworu w podkrakowskiej Rybnej i parafialnym kościółkiem Najświętszego Salwatora, gdzie zamierzali brać ślub.
Ścieżkami błędnego rycerza
Na wystawie są również dwa piękne przedstawienia błędnego rycerza Don Kiszota. Przywiązanie malarza do wartości, nieuleganie ulotnym modom artystycznym zbliża go do postawy owego rycerza. Ta postać jest mu bliska.
– Chodziłem ścieżkami Don Kiszota, namalowałem w sumie 23 obrazy z nim w roli głównej – mówi Rostworowski. – Sekundowałem jego zwycięstwom, podziwiałem jego wyobraźnię, ducha, odwagę, dworskość, konsekwencję i siłę autosugestii. Był dla mnie bezinteresownym fantastą, który w imię ideałów narażał na szwank swoje zdrowie i godność, nie oczekując w zamian innej zapłaty prócz tej, którą mógł otrzymać jedynie od siebie – wierności powołaniu. Takie rozpoznanie Don Kiszota spowodowało, że uważam go poniekąd za patrona ludzi szczególnych, zwłaszcza artystów, którzy wolność i niezależność okupują często biedą, frustracjami i zepsutym zdrowiem.
Rostworowski pochodzi ze znanej rodziny ziemiańskiej, której wielu przedstawicieli było artystami i uczonymi. Dziad Karol Hubert pisał znakomite dramaty, ojciec Jan był poetą, zaś stryjowie Emanuel Mateusz i Marek – profesorami historii oraz historii sztuki. Artysta mówi chętnie o przesłaniu swoich obrazów, siebie jednak nie chce eksponować.
– Pochodząc z zasłużonej rodziny, mógłby być snobem, eksponować swoje hrabiostwo. Snobizm jest mu jednak zupełnie obcy – mówi Andrzej Łukaszewski.
Malarz nie podpisuje nawet swych obrazów. Każdy z nich ma jedynie na odwrocie datę dzienną i numer kolejny. – Co będę paskudził przód obrazu podpisem – mówi półżartem.
Wystawę można oglądać do 30 kwietnia w Centrum Kultury Żydowskiej (Kraków, ul. Meiselsa 17).
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.