Współcześni artyści lubią szokować. Krakowski malarz Dominik Rostworowski szokuje zaś tym, że... nie chce szokować.
Iwo Książek/GN
„Niewola babilońska I”, Niewola babilońska II”
W tych obrazach malarz zestawił historyczną niewolę Żydów ze współczesną niewolą obojętności wobec korzeni duchowych
Można się przekonać o tym, oglądając wystawę kilkunastu jego obrazów w Centrum Kultury Żydowskiej. Sceny biblijne, rodzajowe ujmują spokojem i łagodnym kolorytem. Na pozór nie ma w nich nic dramatycznego. Ot, ładne obrazki. Przypatrując się im jednak bliżej, słuchając objaśnień artysty, widz przekonuje się, że w niedramatycznej formie są tam przedstawiane dramaty, że każdy z tych obrazów niesie jakieś poważne przesłanie, choć wydaje się lekki i łatwy w odbiorze.
grzegorz kozakiewicz/GN
– To apologia macierzyństwa – mówi Dominik Rostworowski
W obraz wplótł rodzinny alpejski krajobraz swojej żony oraz związane z nim i jego rodziną dwór w Rybnej i kościółek Najświętszego Salwatora
– Bo Rostworowski w każdym przypadku ma coś ważnego do powiedzenia – mówi zafascynowany jego malarstwem inny znany krakowski malarz Andrzej Łukaszewski. – Potrafi to wyrazić w doskonałej formie malarskiej, choć zawsze ważniejsze jest dla niego „co” niż „jak”. Jego obrazy mają charakter wskazań, moralitetu.
W niewoli obojętności
Na wielu obrazach są sceny biblijne. Artysta namalował je podczas pobytu w Ziemi Świętej. Ich powstanie wydaje się malarzowi naturalne. – Gdybym – ze względu na mojego ojca i stryjów – nie namalował trzech ewangelistów: Mateusza, Marka i Jana, albo – ze względu na żonę – spotkanego przez nią dobrego Samarytanina, zachowałbym się jak ktoś idący na koncert ze stoperami w uszach lub mylący wesele ze stypą – mówi Rostworowski.
Iwo Książek/GN
Alegoria reklamy
Jej wszechobecność może rodzić zniewolenie
Duże wrażenie robią powieszone obok siebie dwa obrazy z cyklu „Niewola babilońska”. Na pierwszym z nich widać historycznych Babilończyków, którzy odebrali wolność Żydom, niszcząc przy okazji ich świątynię; zabrali naczynia liturgiczne, aby zupełnie odciąć ich od korzeni. Podobna sytuacja, choć nie w sensie dosłownym, zdarza się także ludziom współczesnym. I oni mogą się znaleźć w takiej „niewoli babilońskiej”, sami odcinając się, często bezwiednie, od korzeni.
– Znajomy malarz opowiadał mi, że przyjechawszy w niedzielę do miasteczka na francuskiej prowincji, zastał tam piękny gotycki kościół, opuszczony, zatęchły. Mieszkańcy zaś grali obok niego w kule, zupełnie nie interesując się tym, co przez wieki budowało ich tożsamość. Przełożyłem to na sytuację polską, stąd w tle widać krajobraz z salwatorskim Wzgórzem św. Bronisławy i kopcem Kościuszki – mówi Rostworowski.
Do tej niewoli nawiązuje też pozornie łagodny, a w istocie dramatyczny obraz „Alegoria reklamy”. Ludzie na pustyni, kuszeni, łudzeni przez reklamy, na swoistym „targowisku próżności”, są przegrani. Wszyscy. Część z nich wpada do bagnistego rowu. – Nie utopią się w nim, bo jest płytki. Ale będą ubłoceni i ogłupiali – objaśnia malarz.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.