Lata ’50 to złota era musicalu amerykańskiego. W kinach na dobre zagościł kolor, więc producenci z wielkich wytwórni postanowili oczarować widzów feerią barw i dźwięków.
„Gigi”, „Narodziny gwiazdy”, „Deszczowa piosenka”, „Siedem narzeczonych dla siedmiu braci”, „Mężczyźni wolą blondynki”, „Wszyscy na scenę”, „Amerykanin w Paryżu”… - wyliczać można niemal bez końca. Z pewnością jednak wśród wymienionych tu tytułów powinien pojawić się także nakręcony w 1956 roku musical „Król i ja”.
Wyreżyserowany przez Waltera Langa film okazał się ogromnym sukcesem. Był to już co prawda wielki broadwayowski przebój, ale pięciu oscarowych statuetek, jakie zgarnęła jego ekranizacja, spodziewało się niewielu.
Gwiazdy filmu to Yul Brynner i Deborah Kerr. Brynner – znany przede wszystkim z westernów – wystąpił na Broadwayu w roli tytułowego monarchy ponad 4000 razy, a za swą hollywoodzką kreację otrzymał Oscara. Natomiast Kerr nagrodzona została Złotym Globem za rolę angielskiej guwernantki, która na syjamskim, autorytarnie rządzonym dworze, próbuje nie tylko uczyć królewskie pociechy, ale i zaprowadzić zachodnie, bardziej demokratyczne porządki.
Akcja filmu toczy się w drugiej połowie XIX wieku – erze postępu, czasach rewolucji przemysłowej, która sprawia, że zmienia się oblicze całego globu, w szczególności zaś dawnych kultur, które zaczynają wymierać, a jeśli nawet udaje im się przetrwać, to wyłącznie w postaci folklorystycznych ciekawostek.
Takie tło dla musicalu jest czymś raczej niespotykanym, ale też należy pamiętać, że to tylko tło, na którym umieszczono dowcipną w gruncie rzeczy opowieść o upartym, orientalnym królu i jeszcze bardziej upartej damie, starającej się go zmienić.
Sporą część filmu zajmują rzecz jasna rewiowe popisy taneczne. Zupełnie niezwykła jest sekwencja, w której syjamskie damy dworu odgrywają przed zaproszonymi do pałacu dyplomatami „Chatę wuja Toma”. Skróconą fabułę powieści prezentują w formie teatralno-baletowego, baśniowego przedstawienia, pełnego cudownych interwencji Buddy.
I wreszcie piosenki: zapewne niektóre z nich mogą drażnić ucho dzisiejszego słuchacza. Szczególnie te bardziej ckliwe, operetkowe, sentymentalne kompozycje nieco zestarzały się. Natomiast takie utwory jak „Shall We Dance?”, czy „A Puzzelment” bawią także i dziś, sprawiając, że widz czerpie ogromną przyjemność z oglądania „Król i ja” – kolejnej pozycji na naszej portalowej liście filmów wszech czasów
FilmTrailersChannel The King And I Trailer [HD]Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...