O pożytku z przemytu. To mógłby być temat powieści sensacyjnej. Zakurzone, pełne staroci muzeum i w tym wszystkim ona... lśniąca złotem, ta zza wschodniej granicy...
Kiedyś żartowaliśmy, że dopóki istnieje granica, może uda się skompletować cały rok. Nie udało się – mamy pięć z 12 miesięcy. Ale i tak to, co mamy, budzi zachwyt – mówi Irena Prengel-Adamczyk, szefowa działu sztuki Muzeum Śląska Cieszyńskiego w Cieszynie, spoglądając na zbiór cieszyńskich ikon kalendarzowych. Bo skąd prawosławna ikona w Cieszynie? – Odpowiedź jest bardzo prozaiczna – mówi Irena Adamczyk. – Z przemytu. A celnicy z Cieszyna i Zebrzydowic zawsze dbali o to, żeby to, co „wyłapią”, trafiało do nas.
Pięć z trzystu
– Muzeum zwykle kojarzy się z kurzem i starociami. My postanowiliśmy spróbować udowodnić, że to fascynujące, ciekawe i nowoczesne miejsce – mówi Marian Dembiniok, dyrektor Muzeum Śląska Cieszyńskiego. – Naszym marzeniem jest przyciąganie do muzeum jak najliczniejszych grup odwiedzających. Mamy nadzieję, że przysłużą się temu także „Spotkania szersznikowskie”, zainaugurowane w styczniu tego roku, które organizujemy w siedzibie muzeum w każdą ostatnią środę miesiąca o godzinie 17.00 (z wyjątkiem lipca, sierpnia i grudnia). Tak się stało 27 lutego, kiedy to spotkanie przyciągnęło prawdziwy tłum cieszyniaków z polskiej i czeskiej strony. Goście muzeum mogli zobaczyć pięć z około 300 (!) prawosławnych ikon pisanych na desce, jakie posiada w swoich zbiorach cieszyńska placówka. A pracownik muzeum Maksymilian Kapalski wygłosił prelekcję na temat: „Malowane kalendarze prawosławne – ikony ze zbiorów Muzeum Śląska Cieszyńskiego”.
Rublow się nie trafił
– W latach 80. i 90. ikony przekazywali nam celnicy, którzy odnajdywali dzieła w bagażach osób przemycających je zza naszej wschodniej granicy na zachód Europy. Tam zawsze był na nie popyt – opowiada Irena Prengel-Adamczyk. – Nie są to ikony stare – Rublow na pewno się nam nie trafił. To raczej ikony domowe, mniejszych rozmiarów, pochodzące z terenów dawnego Związku Radzieckiego, z XVIII, XIX i początków XIX wieku. O zatrzymane przez celników ikony nikt się nie upomina. Najcenniejsze, jakie udało się uchronić przed nielegalnym wywozem na Zachód, zostały przez cieszyńskie muzeum przekazane placówkom Muzeum Narodowego w różnych miastach Polski.
– Te, które my mamy, nie zostały skradzione z cerkwi. To ikony domowe, przenośne, które zapewne były sprzedawane ze względów ekonomicznych. Podejrzewam, że w czasach ogromnej biedy, gdzieś tam w Związku Radzieckim pojawiał się ktoś, kto oferował za taką ikonę parę, może paręnaście dolarów – dodaje Irena Prengel-Adamczyk. – To była równowartość miesięcznej pensji... Wielu ludzi ratowało w ten sposób swój byt. Ale każde dzieło artystyczne wykonane przed 1945 rokiem, a także namalowane przez nieżyjącego już artystę, było traktowane jak zabytek – nie można go było wywozić bez specjalnej procedury i dokumentów. I tak ikony zatrzymywane przez celników w Cieszynie i Zebrzydowicach trafiały do nas. Teraz nie ma tam już kontroli granicznych, więc na pewno nie skompletujemy całego rocznika ikon kalendarzowych – uśmiecha się szefowa muzealnego działu sztuki.
Kalendarzowe obrazki
Ikony kalendarzowe to bardzo popularny sposób odmierzania czasu w świecie prawosławnym. Każda ikona odpowiada jednemu miesiącowi roku i w kilku pasmach przedstawia wizerunki świętych, czczonych każdego dnia w danej miejscowości czy wspólnocie parafialnej. Cieszyńskie muzeum ma w swoich zbiorach pięć ikon kalendarzowych – na styczeń, marzec, sierpień, październik i listopad. Wszystkie można było bardzo dokładnie – z pomocą lupy! – obejrzeć w muzeum podczas drugiego „Spotkania szersznikowskiego”.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.