Odbudowa domu przemysłowca. Mówili o nim, że miał pakt z diabłem. Jego życie to scenariusz filmowy. Karola Godulę chcą przypomnieć Fundacja „Zamek Chudów” i Stowarzyszenie „Niepokonani 2012”.
Dziś trudno tutaj trafić. Chaszcze, las i kompletnie zrujnowane mury. Tak obecnie wyglądają dom należący niegdyś do Karola Goduli i pobliski zamek rudzki, którego właścicielami byli kiedyś Ballestremowie.
– To miejsce zapomniane. Starsi mieszkańcy Rudy czasem jeszcze wspominają, że dom i zamek stały tutaj właściwie do lat 60. XX wieku – mówi Andrzej Sośnierz z Fundacji „Zamek Chudów”. Taka sama sytuacja była z zamkiem w Chudowie, który dzięki staraniom fundacji powoli jest odbudowywany. Kiedy Andrzej Sośnierz po raz pierwszy natknął się na jego ruiny podczas przejażdżki rowerowej, ledwie było go widać spod chaszczy i krzaków.
– Podejmujemy takie działania bardziej z emocji niż z zamożności. Chcemy chronić zanikające dziedzictwo kulturowe – mówi fundator. – Historia Goduli to gotowy materiał na film. Wzruszamy się, oglądając baśnie, a przecież życie tego przedsiębiorcy to jak połączenie Kopciuszka z „Piękną i bestią” – uważa A. Sośnierz.
Król cynku ze Śląska
Nie da się ukryć, że Karol Godula był postacią, wokół której współcześni wytworzyli wiele legend. Chłopak z gminu (choć niektórzy badacze przypisywali jego rodzinie rycerskie pochodzenie), który własną ciężką pracą zdołał odmienić swoją pozycję społeczną.
– Król pruski zaproponował mu nawet szlachectwo, ale on go nie przyjął. To wywołało niemałe poruszenie – przypomina fundator. Godula wiele zawdzięczał hrabiemu Karolowi Franciszkowi von Ballestremowi, który przyjął go do pracy. Początkowo zarządzał jego majątkiem ziemskim, często stosując innowacyjne techniki. Z czasem stał się zaufanym doradcą i to on przekonał hrabiego do budowy cynkowni. W podzięce za udaną inwestycję Godula otrzymał darowiznę – udziały w firmie. To był początek pracy na własny rachunek.
Jego awans, powiększający się majątek i udane inwestycje współcześni tłumaczyli konszachtami z diabłem. Te wyobrażenia wzmacniały m.in. kłęby dymu w różnych kolorach, które wydobywały się z jego pracowni – efekt licznych eksperymentów chemicznych. Dodatkowo Karol Godula miał się charakteryzować wyjątkowo szpetną fizjonomią – piętno na niej miały odcisnąć kontakty ze szkodliwymi substancjami chemicznymi oraz pobicie, jakiego mieli się dopuścić nieznani sprawcy. Jak pisze w swoim opracowaniu prof. Jan Malicki: „Napadli na niego w lesie i ciężko rannego powiesili na drzewie do góry nogami. Tylko przypadkiem odnaleźli i uratowali go na czas ludzie idący do kościoła”.
Te wydarzenia, wzmocnione obiegowymi opiniami, sprawiły, że Godula „mógł samotnie i przez ciemne a gęste lasy chodzić nocami zupełnie bezpiecznie, a mógł być pewien, że nikt go nie napadnie. Ludzie mijali go z daleka, aby się z nim nie spotkać; prostak, gdy go nie mógł ominąć, robił znak krzyża świętego i odmawiał pacierze, aby być wolnym od pokus”.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.