Reżyser "Królowej Margot" kładzie nacisk na wewnętrzny dramat bohaterów, na dnie którego zawsze jest żądza władzy.
Wielce utalentowany, a wciąż za mało znany warszawskiej publiczności, Grzegorz Wiśniewski zrealizował na scenie Teatru Narodowego „Królową Margot” Aleksandra Dumasa. Mógł z tego powstać awanturniczy obraz spod znaku „płaszcza i szpady”, tymczasem oglądamy przedstawienie iście szekspirowskie.
Porównanie nie przypadkowe, bo to właśnie „Ryszard III” w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego otrzymał Złotego Yoricka za najlepszy spektakl dramaturga wszech czasów. W „Królowej Margot” jest podobny nerw, napięcie i namiętności. Ślub francuskiej księżniczki Małgorzaty, katoliczki, i protestanckiego króla Nawarry Henryka budzi nadzieję na zażegnanie wojen religijnych między katolikami a protestantami.
Danuta Stenka jako Katarzyna Medycejska, piękna i demoniczna, niby Lady Makbet, porusza wszystkie sprężyny, w końcu sama wpada w pułapkę własnych intryg. W rezultacie dochodzi do największej masakry w dziejach Paryża – rzezi hugenotów w noc św. Bartłomieja. Spektakl jednak nie epatuje okrucieństwem. Reżyser kładzie nacisk na wewnętrzny dramat bohaterów. Chorych z ambicji, niespełnionych, stanowiących kartę przetargową w politycznych rozgrywkach albo te karty mieszając. I nieważne, czy motorem jest fanatyczna miłość, czy fanatyczna nienawiść. Na dnie zawsze jest żądza władzy.
Doskonale prowadzone role czynią spektakl intrygującym. Oprócz Stenki prawdziwą kreację neurastenicznego syna Karola IX stworzył Marcin Hycnar. Traktowana przedmiotowo Małgorzata stara się swoim wyuzdaniem bezskutecznie zaistnieć w królewskich roszadach – tu ciekawą rolę stworzyła Wiktoria Gorodeckaja.
Co wyłania się z kulis tej historii? Że za każdą tragedią narodu zawsze stoi niesyty władzy człowiek. Ale i on ponosi klęskę.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...