Z Joanną Pawłat, naukowcem i poetką, o kulturze Kraju Kwitnącej Wiśni, literaturze i czerwonej jesieni rozmawia ks. Rafał Pastwa.
Ks. Rafał Pastwa: Wiem, że wiersze w Twoim premierowym tomiku poezji powstawały w Polsce i w Japonii. Co sprawiło, że tam wyjechałaś?
Joanna Pawłat: Urodziłam się w Lublinie. Do Lublina też wróciłam. Ale 12 lat mojego życia spędziłam w Japonii. Na Uniwersytecie w Sadze pracowałam nad doktoratem, który dotyczył wyładowań elektrycznych w pianie w celu pozyskiwania m.in. ozonu. Był to temat zorientowany na ochronę środowiska. Wcześniej studiowałam na Politechnice Lubelskiej i nigdy nie myślałam, że wyjadę gdziekolwiek w celach naukowych, a tym bardziej do Japonii. Największą trudnością, jaka mnie tam spotkała, była nauka języka, która trwała w moim przypadku trzy lata. Najtrudniej jest nauczyć się biegle czytać i pisać. Język angielski w Japonii nie wystarcza.
Jacy są Japończycy?
Są ludźmi wielkiego honoru. Cechuje ich niezwykła uczciwość, niekiedy aż do naiwności. Są podobni do naszych zachodnich sąsiadów, ale nie są tak elastyczni. Japończycy porządek i uczciwość wynoszą z domu, to jest ich kodeks rodzinny, społeczny – nie jest to efekt buddyzmu czy szintoizmu, ale ich kultury. Ale tak sobie myślę, że tamto społeczeństwo, które nie ma Dekalogu, jest od naszego dużo dojrzalsze. Nie zdarzają się tam sytuacje kradzieży czy oszustw, przynajmniej nie na taką skalę jak w Polsce. Przez 12 lat pobytu w Japonii nie słyszałam o wypadkach, jakie miały miejsce u nas w kraju. Aczkolwiek należy stwierdzić, że tamtejszy rząd nie poradził sobie ze skutkami katastrofy w Fukushimie. Mieszkańcy tamtego rolniczego regionu zostali bez niczego i nadal narażeni są na niebezpieczne promieniowanie. W mediach japońskich ten temat nie istnieje. Nie ma krajów idealnych, ale codzienność w Japonii wygląda zupełnie inaczej niż tutaj. Japonia jednak jest przede wszystkim krajem uporządkowanym, przyjaznym i otwartym. Po powrocie do Lublina poraził mnie bałagan i brak uporządkowania. Najbardziej dotknęła mnie biurokracja i utrudnienia w załatwianiu podstawowych spraw. Wiersz o Lublinie powstał w Kraju Kwitnącej Wiśni. Z odległości inaczej widzimy dom, nie myślimy o tym, co bolesne i przykre. A pamiętamy tylko te dobre strony. Moja więź z tym miastem jest bezsprzeczna. Chcę podkreślić, że to nie miejsce decyduje o wszystkim, ale ludzie. Od nas najwięcej zależy.
W wierszu „Wieczór w megapolis” piszesz, że w Tokio są puste ulice. Czy to możliwe?
Tokio jest wielką metropolią. Przy głównej ulicy jest niesamowity ruch. Natomiast boczne ulice są niemal zupełnie puste, gdyż całe życie skoncentrowane jest w centrum miasta. Japończycy zaczynają pracę o godzinie 9.00 i pracują do 18. Mają długą przerwę na lunch, ale też dużo pracują po godzinach. Tam jest kultura długiego przebywania w pracy i udoskonalania życia. Są niezwykle rzeczowi i punktualni. Na przykład pod pociąg można ustawiać zegarki. Jeśli się spóźnia o minutę, to od razu wszystkich przepraszają, ale opóźnienia zdarzają się niezwykle rzadko.
Piszesz o festiwalu przyrody w Japonii. Co masz na myśli?
Listopad i październik to najpiękniejsze miesiące w Japonii. U nas mamy piękną złotą jesień, tam jest ona jeszcze piękniejsza, bo do barw i kolorów naszej jesieni dochodzi jeszcze czerwień, u nas niespotykana. Jesień trwa tam znacznie dłużej niż w Polsce, stąd można się jej pięknem nacieszyć. Uderzyło mnie też piękno kwitnących w kwietniu wiśni. Myślałam sobie, że wszędzie będą owoce. Że będę mogła zrywać wiśnie niemalże z okna mojej pracowni. Ale to są specjalne odmiany, które tylko kwitną i nie rodzą owoców. To typowo japońska mentalność – te wiśnie mają jedynie zachwycać swoim pięknem. Natomiast owoce wiśni japończycy importują. W dodatku za kosmiczne pieniądze. Pomyślałam sobie wtedy, że to mało praktyczne. Ale zrozumiałam, że oni myślą inaczej.
A nie bałaś się, że będziesz kolejną osobą, która pisze wiersze i której nikt nie zauważy?
Pojawiła się taka obawa, ale stwierdziłam, że ocenią to czytelnicy.
Kogo mogłabyś polecić polskiemu czytelnikowi z pisarzy japońskich?
Z pewnością wskazałabym na Kenzaburo Oe, noblistę i ciekawego powieściopisarza. Następnie poleciłabym pisarkę Yoshimoto Banana, która tworzy w klimacie metafizycznym. Natomiast zupełnie nie rozumiem zachwytu europejczyków Haruki Murakami, którego książki są w większości przetłumaczone także na język polski i które można kupić dosłownie wszędzie. Owszem, autor ten oddaje świat japoński, ale tylko powierzchownie.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...